25 stycznia 2016

You fucking sinner!





Widzisz, widzisz? Ślina mu cieknie, jak na ciebie patrzy... a, nie, nie, to tylko jad. Żmija parszywa, skorpion...
Zdechłego kota mu pod drzwi rzuciłem, a on spokojny, spokojny... on taki spokojny i godny. Pochował zwierzę w ogródku swojego zakładu, litościwy śmieć. Rozkopał ziemię dłońmi, a jego palce, te szpony kościste wciąż były białe i czyste... Tak, porcelana mu skórę wygarbowała, taki blady i gładki jest jak te jego lalki. Tobie też się przygląda, jakby dzieło widział, jakby jeszcze raz pędzlem po ustach chciał przeciągnąć dla samej pieszczoty, bo karminu już dość na nich. On lubi karmin, ale woli biel. Patrzy na ciebie, bo jesteś kobietą, patrzy i wiesz, że podziwia. Następna lalka będzie miała twoje oczy, fantazjujesz, że i szyję chciałby kształtować na wzór twojej, i kibić... Czesałby ci włosy jak lalce, układał. I patrzył. Tylko nie zasypiaj u niego, do domu idź... czekaj, nie! Jedź dyliżansem, jak najszybciej! Zanim odetnie pukiel twoich kłaków i doprawi do tej porcelanowej główki, pieszczotliwie i z wprawą, szydłem cienkim jak igła. Z oczu blask ci ukradnie. Staniesz się tą lalką w jego rękach. Posadzi cię na ladzie i będzie się patrzył. Bo jesteś kobietą! On na mężczyzn nigdy nie patrzy, boi się albo wstydzi, kto go tam wie! Mężczyzn to nie obchodzi, kupują lalki dla swoich córek albo nieletnich kochanek i idą. Mężczyźni odchodzą, a on nie chce na to więcej patrzeć. Nie wiem, nie wiem! Ten spokój jego, to unikanie konfliktów, to życie w zgodzie... łże jak podły kundel. Musi być libertynem, sukinsyn. Ślepia jego zielone od absyntu, który żłopie litrami. Perfekcjonista pieprzony, maniak, lis chytry... Zagadki lubi, puzzle i układanki. Nawiedzony jakiś. Myśli nad czymś, pali i dalej myśli. Czasem szkicuje i zapisuje urywki zdań wspak. Musi skrywać jakąś tajemnicę. Za rok zdechnie, tacy jak on nigdy nie dożywają trzydziestu ośmiu lat. On zabiłby się dzień przed urodzinami, ja zabiłbym go już teraz. Chyba, że ty mnie uprzedzisz. Kolejny rozdęty trup w cuchnącej Tamizie nie zrobi różnicy, możesz mnie wyręczyć.






Rendie Hammond Mercer || 37 lat || plastyk, współwłaściciel pracowni lalkarskiej || Oh, God, save the Queen.


Żeby poznać go lepiej...
1 (muzyka), 2 (słowa), 3 (muzyka)


35 komentarzy:

  1. [To ja przywitam, bo oczywiście nie mogłabym widząc tutaj "Współwłaściciel pracowni lalkarskiej". Chyba mojemu Nicholasowi urosła konkurencja ;)
    Witam cię bardzo serdecznie. Powiem ci ciekawy opis, bardzo ekspresyjny. Szczególnie trafiły do mnie wszelkie libertyńsko-absyntowe nawiązania, gdyż wczoraj odłożyłam "Julietta – powodzenie występku". Jest co przeczytać i czyta się bardzo szybko.
    W takim razie nie pozostaje mi nic innego jak zaprosić do współpracy nad jakąś lalką oraz wątkiem. Powodzenia!]

    Nicholas

    OdpowiedzUsuń
  2. Przybywam przywitać nową postać! Cieszymy się, że postanowiłeś do nas dołączyć i mamy nadzieję, że będziesz się dobrze bawić. Miłej zabawy! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. [Show must go on, powiadasz? I rzeczywiście moje pierwsze, bardzo proste skojarzenie dotyczyło postaci Nicholasa, ale z drugiej strony Wasi bohaterowie są z totalnie dwóch różnych światów. Tak myślę. Nie potrafię nic konkretnego powiedzieć, prócz tego że karta mnie zaintrygowała, a fragment: "Nawiedzony jakiś. Myśli nad czymś, pali i dalej myśli", poruszył moje serduszko. (Może dlatego, że jest napisany totalnie w moim stylu.) Czekam na więcej!]

    H. Fitzgerald

    OdpowiedzUsuń
  4. [Bardzo ładna karta, podobają mi się opisy :) Trochę tak nie znamy za bardzo twarzy Twojego bohatera, bo tu tylko oko, tam możemy podziwiać plecy... Lubię wiedzieć, jak wygląda ktoś, z kim rozmawiam! :D
    No i zastanawiam się też czy Rendie jest współpracownikiem naszego lalkarza, który już na blogu jest czy stanowi dla niego konkurencję. :D
    Poza tym witam i zaproszę z chęcią do wątku!]
    Lucy

    OdpowiedzUsuń
  5. [Ach, jak żałuję, że nie mam głowy do ekscentryków, ale cóż poradzić, że prowadzę tak śmiertelnie ludzkie postacie. Londyn przyciąga utalentowanych - bardzo podoba mi się karta. Witam serdecznie!]

    Rose

    OdpowiedzUsuń
  6. [Myślę, że się dogadacie, a też rzucił mi się w oczy Twój komentarz pod nicholasową kartą i szczerze powiedziawszy, nie mogę się doczekać Waszego wątku. Będę go uważnie śledzić. • Powieść epistolarna! Pisałam kiedyś takową, a i pojawił się ostatnio w mojej głowie pomysł na idealnie odwzorowanie takiego opowiadania, tj. realne wysyłanie listów między autorami. Nie mam pojęcia, czy takie coś by się sprawdziło, ale wyobrażam sobie siebie, jak chodzę szukając odpowiedniego pergaminu, wyciągam moje pióro i staję się totalnie inną osobą... Okej, nie jestem najnormalniejszym człowiekiem.]

    H.

    OdpowiedzUsuń
  7. [ Świetna postać. Czytając opis skojarzył mi się drugi sezon Penny Dreadful, w którym to Evelyn Poole robiła laleczki i wplątywała w nie włosy nieszczęśników tworząc porcelanowe laleczki voodoo. Życzę miłej zabawy i wielu wątków, a jeśli masz ochotę to zapraszam do siebie :) ]

    Charles S. Lloyd

    OdpowiedzUsuń
  8. [Twoja historia bardzo mnie rozbawiła i gratuluję rozumu administracji. Urozmaicanie rozgrywki graczom zawsze było w cenie. Najlepiej pozostawać przy kawiarniach, parkach i korytarzach szkolnych, pf.
    Jak najbardziej możemy stworzyć coś takiego! (Jeśli dobrze zrozumiałam - mowa o listach między naszymi blogowymi postaciami?) Tylko szukam wciąż jakiegokolwiek powiązania i nic mi nie przychodzi do głowy.]

    H

    OdpowiedzUsuń
  9. [Myślę, że najprawdopodobniej nie zignorowałby, ale z pewnością nie przywłaszczyłby też obcego listu. W tym miejscu mam też inne rozwinięcie historii - pergamin trafia w ręce dziewięcioletniej córki H., która nie ma oporów przed otworzeniem koperty. Fitzgerald mógłby odesłać zgubę na adres nadawcy z załącznikiem w postaci krótkiego wyjaśnienia czy nawet odpowiedzi (to już zależy od treści listu)... Ale nie wyjaśnia to braku logicznego myślenia, który nakazywałoby przesłać znalezisko do prawidłowego odbiorcy.
    A jakby tak na odwrót, jakby to H. wysłał pierwszy list? Przepraszam, że kradnę ideę.]

    H.

    OdpowiedzUsuń
  10. [ Cześć! Bardzo podoba mi się specyfika karty — poszarpane zdania, trochę wariactwa w całokształcie. Jedyne, co rzuciło mi się w oczy na niekorzyść to:
    Pochował zwierze w ogródku swojego zakładu. Jestem jednak pewna, że wiesz, gdzie tkwi błąd i czego tutaj brakuje.
    A teraz już koniec mojego czepialstwa, po prostu już tak mam, że kiedy coś zobaczę, widzę to do samego końca.
    Oczywiście życzę Ci miłej zabawy tu z nami, choć o nią akurat nie jest trudno, a jeżeli znajdziesz wenę na połączenie w jakiś sposób naszych postaci, koniecznie daj mi znać. Będę wtedy przeszczęśliwa.]

    W.W

    OdpowiedzUsuń
  11. [Czy to jest ten pan z Instagrama czy ten piłkarz, który ma podobne imię i nazwisko? Jestem taka nieświatowa. :D
    Nie wiem czy byłbyś chętny na wątek, nie dałeś żadnego znaku, więc życzę miłej zabawy! ;)]
    Lucy

    OdpowiedzUsuń
  12. [ Tak, tak, o tą scenę mi chodziło, chociaż w późniejszym odcinku jedna z czarownic kradnie pukiel włosów postaci granej przez Evę Green i później Evelyn wplata ten pukiel do lalki. Cudowny klimat miał drugi sezon.
    Co do wątku, to zawsze znajdzie się coś co połączy nasze postacie. Każdy klimat jest dobry, więc jeśli masz już jakiś pomysł na wątek, to pisz a wtedy ja z chęcią zacznę :) ]

    Charles S. Lloyd

    OdpowiedzUsuń
  13. [Myślę, że na pewno, szczególnie, że to Nicholas chciał zrobić laleczkę podobną do Lucy, a tu takie bum :D]
    Lucy

    OdpowiedzUsuń
  14. [Takie to kombinowanie! Ale pisząc dziś egzamin wpadło mi do głowy coś jeszcze. W XIX wieku bardzo popularne były ogłoszenia matrymonialne, które można było znaleźć w prasie. Od razu pomyślałam o tym, że żona H., która z oczywistych względów ma do męża mnóstwo zarzutów - i słusznie - od bardzo dawna umieszcza podobne anonse w gazetach. Fitgerald żyje z tym w zgodzie, a i czasami bezpodstawnie przechwytuje odpowiedzi od zainteresowanych. Co Ty na to, aby Rendie odpowiedział na te parę zdań kobiety? Dla śmiechu, z innych pobudek, to już daję pod namysł.]

    H.

    OdpowiedzUsuń
  15. [Matko, kompletnie nie ogarniam już. Masz może jakieś GG czy coś? Może tam się szybciej i łatwiej dogadamy. :D]
    Lucy

    OdpowiedzUsuń
  16. [Zacznę, krótko i fajnie, ale to pewnie jutro! Już mam nawet pomysł.]

    H.

    OdpowiedzUsuń
  17. [No co ty! O takie coś miałabym się denerwować? Przeeeestań, w East End z całą pewnością nie było tylko jednego lalkarza, więc czemu mam czynić wyłączność dla Nicholasa :) Ja się cieszę, że moja postać będzie mogła porozmawiać z kimś o podobnych zainteresowaniach.
    Nie powiem... Twój spaczony mózg dochodzi do bardzo ciekawych wniosków. W tajemnicy - mój mózg nie do końca jest taki ułożony, a sam Nicholas może coś ukrywać pod miłą postawą dżentelmena. Co? Tego się należy dowiedzieć samemu :)
    Nie ma problemu. "Julietta..." to bardzo dobra, filozoficzna książka :)
    O, powiem ci, że pomysł jest nad wyraz ciekawy. W sensie początek całej akcji. Myślę, że panowie mogliby się dogadać, a co więcej - może poczynić jakieś kroki w celu stworzenia idealnej lalki przy wspólnych spotkaniach? Nie sądzę, by siedzieli ze sobą tylko w pracy, byłoby to odrobinę nudne :) Świetnie.
    Mam zacząć?]

    Nicholas

    OdpowiedzUsuń
  18. [ Na wspólne grafomańczenie jestem zawsze chętna :) Zwłaszcza, że cichutko liczyłam na jakiś wątek z nie do końca zdrowym na umyśle lalkarzem! Niestety, w tej chwili ambitniejszych pomysłów niż zamówienie na lalkę nie mam. Myślę jednak, że do wieczora się to zmieni, ponieważ moja kreatywność zaczyna działać razem z zachodem słońca :D
    I dziękuję za tę spację, już poprawiam! ]

    Ser

    OdpowiedzUsuń
  19. [ Twój pomysł podoba mi się zdecydowanie bardziej. Zaczniesz? :) ]

    Ser

    OdpowiedzUsuń
  20. [Przepraszam, że ja tak zwlekam z zaczęciem, ale mam do soboty urwanie głowy - wybacz! Ale zacznę jakoś w niedzielę, bardzo się postaram!]

    H.

    OdpowiedzUsuń
  21. Z miłą chęcią powiedziałaby, że nie narzeka na ilość klientów i dzienne utargi, ale oczywiście – narzekała. Gdyby nie fakt, że jej brat oprócz pomocy w sklepie, pracował też w fabryce, zapewne nie starczałoby im nawet na chleb. Teraz jednak, po tylu latach, miałaby chyba dość spory problem, gdyby musiała zamknąć ten mały interesik. Nawet, jeśli większość jej klientów to byli podejrzani ludzie z rozbieganym wzrokiem i śliną zbierającą się w kącikach ust. A to, co kupowali, jasno sugerowało jej, że raczej nie będą poprawiać samopoczucia schorowanej babci.
    Dlatego właśnie nie była ani trochę zaskoczona, kiedy w połowie zamaskowany mężczyzna przekroczył próg. Właśnie ucierała w moździerzu jakąś ziołową mieszankę, dlatego wytarła szybko ręce w fartuch i podeszła do lady, uśmiechając się promiennie. Trzeba być miłym. No bo w końcu, jaki by ten klient nie był – to w końcu klient. A klient ma pieniążki.
    - Bonjour Monsieur– odpowiedziała, nieco zachrypniętym głosem, jakby chorowała na gardło. Jednak brak jakichkolwiek innych oznak choroby, jasno sugerował, że tak po prostu miała. Razem z delikatnym, francuskim akcentem brzmiało to naprawdę całkiem nieźle. – Miło mi to słyszeć. Razem z bratem sami zajmujemy się hodowlą.
    Prawdą było, że niektóre z ziół, które miała na stanie niekoniecznie pochodziły z prywatnego ogródka, ale nie wszyscy przecież muszą o tym wiedzieć.
    - Proszę? – zmarszczyła brwi, nachylając się w stronę Rendiego. – Lubczyk i … ?
    Część tych składników brzmiała trochę jak przepis na napar, służący do wywołania laktacji u kobiet. Serafina pomyślała nawet, że może to żona wysłała swojego mężczyznę po te składniki, bo sama zajmuje się dzieckiem i nie może opuścić domowego ogniska. Jednak lubczyk i pieprz ani trochę tutaj nie pasowały… Na tę chwilę nie brzmiało to jednak na tyle podejrzanie, by zwrócić uwagę zielarki. Z drugiej strony, zazwyczaj potrafiła domyślić się, co też takiego będą tworzyć jej klienci.

    Ser

    OdpowiedzUsuń
  22. [Och, dziękuję za miłe powitanie! :D Bałam się, ze Ana wzbudzi za dużo kontrowersji.
    To może tutaj coś razem wymyślimy, hm? Lucy byłoby zbyt dobrze, gdyby znała obu lalkarzy! :)]
    Anabelle

    OdpowiedzUsuń
  23. Kobieta wypuszcza parasol z ręki, odkłada wytworny kapelusz i rusza żwawo w stronę salonu. Nie dociera do niego, ponieważ zawadza stopą o ciemną komodę. Cornelia jest bowiem fajtłapą. Uroczą, aczkolwiek nadal fajtłapą. Podkolorowuje swoje nieszczęsne faux pas gromkim śmiechem, ale w głębi kuli się w najbliższym kącie i prosi by dana chwila już dawno minęła. Obecnie syczy z bólu, uśmiechając się przepraszająco. Nie wiedzieć do kogo, ponieważ w korytarzu znajduje się jedynie ona oraz zgorzkniały kocur o rudawym umaszczeniu. Role się odwracają, to kobieta syczy w jego stronę i tylko tyka palcem u stopy jego nadmiar tłuszczu. Zwierzę nic sobie z tego nie robi, a tylko patrzy na Panią Fitzgerald pogardliwymi oczami. Należy wspomnieć, że niezgrabności tej szanowanej kobiety towarzyszy ponadprzeciętnie ostre słownictwo.
    – Zgiń, wredna istoto – mruczy, ale chwilę później śmieje się ciepło i obdarza kota delikatnym uśmiechem.
    Jej ruchy są naturalną lekkością, choć słowa potrafią ściągnąć na ziemię z najodleglejszych miejsc. Do tej pory jej ojciec, John, zastanawia się, dlaczego poślubiła miłośnika filozofii, choć inteligentnego, to nadal wiecznie nieobecnego duchem. „Ci intelektualiści”, marudzi natomiast Elena Vermooth, matka głównej bohaterki tego tekstu. Na chwilę po ślubie Cornelia, która nigdy nie narzekała na brak towarzystwa, zaczęła smutnie spoglądać w stronę dawniejszych dni. Owszem, nadal zachowywała pogodę ducha, ale czasami jej dłoń leniwie opadała na ramię męża. Jak za sprawą magicznego, niezauważalnego muśnięcia jej Harvey, jej ukochany, jej słońce poranne przygasło. Już nie spoglądał w jej kierunku, gdy czytała zapadnięta w obity czerwienią fotel. Już męskie dłonie nie szukały jej ciepłego ciała, gdy jego pozostawało samo, zimne, choć przykryte grubym pierzem.
    Odrzuciła wstrętne, pożerające ją myśli. Była młoda i atrakcyjna, choć wcale nie tak piękna. Wyróżniała ją przecież inteligencja i dłonie, tak, dłonie, długie i smukłe, delikatne i zadziorne zarazem. Nie będzie tkwiła sama w pomieszczeniu, nie będzie skomleć o pieszczoty, bo nie posuwa się do tego nawet ten kocur, stary i wyniosły. Niepostrzeżenie, pod wpływem nagłych i silnych emocji, ścisnęła plik kopert trzymanych w dłoni.
    – Pokocham, choć zamężna. Przytulę, bom samotna. Jak mówią inteligenta i kochająca literaturę. Szukam miłej powierzchowności, ale i jeszcze milszego rozumu. Trochę szaleństwa i częstych uścisków. Pragnę poznać pana o szlachetnym sercu, rozmownego i z gładkim dotykiem. Dyskrecję zapewnia się słowem uczciwości – powtórzyła na głos swą mantrę, którą niespełna kilka dni temu można było zobaczyć w gazetach.

    H.

    OdpowiedzUsuń
  24. [Plus zapomniałam podziękować za te huczne wiwaty. Sesje przetrwałam i żyję i jest super, chociaż mam teraz jakąś niemoc w dłoniach i w umyśle... zaszywam się w mojej rodzinnej miejscowości i jedyne co będę robić, to odpisywać na komentarze.]

    H.

    OdpowiedzUsuń
  25. [ Najczęściej Williama można spotkać w Primrose, o wiele rzadziej na ulicy i w przeróżnej maści lokalach. Jeżeli jednak będzie Ci chodzić po głowie coś poza jego stałym miejscem pobytu, istnieje duża szansa, że w końcu ruszy się z miejsca, bo prawdopodobnie przyrósł już do siedzenia.]

    W.W

    OdpowiedzUsuń
  26. „Ślę łaskawe powitanie,
    Panie miły, kłaniam się Tobie z wieczora. Choć słońce już dawno schowało się za widnokręgiem, acz zegar nie wybił jeszcze dwunastej, piszę. Przyznaję się, trochę z trwogą przed mą Małżonką, że list Pana jeszcze wczoraj przechwyciłem i niezmiernie mnie on zachwycił. Kto by pomyślał, że tyle zuchwalstwa i słów zmarnowanych zapisze Pan swoim pismem koślawym. Tyle pochlebstw niepotrzebnych, a i ze dwie marki samouwielbienia. Proszę Pana, myśli Pan, że żona moja jest pierwszą lepszą oblubienicą zza rogu? Przeto mój najmilszy zalotniku racz wiedzieć, że Małżonka ma jest dość wybredna i choć rzecz między nami jest w sobie bardzo dziwna, to doradzę tajemniczemu młodzieńcowi: oszczędź na słowach, zgarnij na gestach. Podeślij kwiat bądź dwa, zamiast suszyć je pośród słów wielkich ludzi.
    Pióro przestaje pisać, gdy tylko wspominać zaczynam o tych płatkach zasuszonych, smutnych. Jak piękno chce Pan zatrzymywać poprzez przemyślane morderstwa? Te istoty, choć wątłe i niedostrzegane, najpiękniej wyglądają właśnie w ogrodach. Rosnąć chcą, a nie wzbogacać Pana miłosne wzloty, upadki, i choć najszczerzej życzę Panu szczęścia i miłości tej najprawdziwszej, to wiele zim będzie musiało przeminąć, by Pan cel osiągnął.”

    Jego wzrok zatrzymał się na wybranej, przypadkowej strofie. Myśli zaczęły dryfować pomiędzy słowami, te układać się w dziwne konfiguracje. Sylwetka jego zamarła w cieniu świecy, jedynie dłoń w rytmie obracała czystą stalówkę. Trudno było odczytać z tej twarzy jakiekolwiek emocje. Zdawało się, że zamykają się gdzieś na wysokości krtani, by później spłynąć w dłonie i palce, przedostać się do granatowego tuszu i wypłynąć na kartkę. Był, jakby ująć to dobitnie, skupiony, ale gdzieś tam też poddenerwowany, choć jedynie oczy szybko lustrowały zapisany do tej pory tekst.

    „Niech Pan sięgnie po Marlowe'a, choć daleko mi do krytyka literackiego. Małżonki bym spytał, co myśli i czuje, ale z oczywistych, aż wstyd, powodów, nie mogę. Z niecierpliwością więc czekać będę na wnioski, jakie Pan wyciągnął z tej lekcji i mam nadzieję, że w końcu, z pogodą ducha, oddam me Dziewczę w Pana objęcia. Bo jej dobro leży mi na sercu, choć własnego jej oddać nie umiem.”

    Zdobione „H” wdzięcznie zakończyło list, a on poczuł jak wraz z tym opada gdzieś na dno, gdzieś skąd wyjść już nie można. Pogrzebał ją i siebie, ich pogrzebał.

    H.

    [To jest eksperymentalny post, nie oceniaj mnie już teraz.]

    OdpowiedzUsuń
  27. [ W porządku. To ja rzucę czymś dziwnym pierwsza. William musi w jakiś sposób pozbywać się ciał prostytutek, więc może Rendie zwykł widywać go z łopatą, grabiami, lub też z torbą nasion do zasadzenia. Z takimi typowymi elementami pasującymi do kogoś, kto albo odkrył w sobie miłość do ogrodnictwa nocą, albo po prostu skrywa jakiś sekrecik.]

    W.W

    OdpowiedzUsuń
  28. Pełne skupienie, starannie i wyważone ruchy. Dłoń trzymająca świeżo zastrugany ołówek mknęła subtelnie po szarawej kartce papieru kreśląc jedną z wielu falban pięknej, ślubnej sukni. Kreacja ta miała przyozdobić najnowszą lalkę Nicholasa, stworzoną z gorącego wosku. Choć wielu lalkarzy wolało pracować z porcelaną, traktując ją jako idealne i szlachetne tworzywo, to właśnie wosk dawał możliwości, których pozazdrościć mu mogła nawet chińska porcelana. Sam Moynahan dochodził do coraz większej wprawy pracując z gorącym materiałem, a oparzenia i blizny coraz rzadziej znaczył skórę na rękach.
    Woskowe lalki, dające się kreować tak realistycznie jakby miały zaraz odezwać się cieniutkim głosem, potrzebowały cudownej oprawy. To zazwyczaj tego typu dziełom Nicholas poświęcał najwięcej czasu, dopieszczając każdy kosmyk, każde zgięcie ubranka czy podkręcając pojedyncze rzęsy. Nie żałował jednak ani sekundy na doskonalenie swych prac - dawało mu to radość nieporównywalną z niczym innym.
    Widząc na twarzach dzieciaków zadowolenie, gdy chwytały w swoje ręce jego dzieła i wesoło zabierały je do domów... Sprawiało, że tą pracę kochało się jeszcze bardziej. Móc uczestniczyć w kreowaniu charakterów, snuciu magicznych snów i pomagać w tworzeniu przygód - niesamowite doprawdy uczucie.
    Nicholas uśmiechnął się do siebie, opierając swobodnie i wygodnie. Chwycił mały nożyk i zaczął ostrzyć ołówek, przyglądając się tumultowi na ulicy. Powoli zapadał zmierzch, ludzie wracali do domów lub zmierzali do gospody, by móc się napić i posilić przed pójściem spać. Robotnicy, prostytutki, panny z lepszych domów, poeci i kryminaliście... Na ulicach East End wszyscy wyglądali podobnie i niknęli w szaroburej masie.
    On sam też powinien powoli rozmyślać o zamknięciu sklepu i jakimś posiłku. Jeśli miał pracować całą noc, jak czynił to od zawsze, potrzebował sił. Szkice same się nie dokończą, zwłaszcza ten jeden... Najbardziej wyjątkowy ze wszystkich. Schowany w tajemnym miejscu, by nikt, ale to absolutnie nikt, go nie odnalazł. Gdyby tak się stało...
    Moynahan wolał nie myśleć o konsekwencjach - były one zbyt straszne.
    Lalkarz uniósł ołówek do oczu, przyglądając się naostrzonemu rysikowi. Nie znosił, gdy był on niesymetryczny, brzydki i nierówny. Była to jego mała obsesja, która, niespełniona, przyprawiała go o dreszcze zdenerwowania i strachu nad własnymi myślami. Symetria była najważniejsza, przynajmniej w tej odrobinę śmiesznej strefie.
    Nicholas uniósł głowę słysząc dźwięk dzwonka przy drzwiach. Do pracowni wślizgnął się mężczyzna niepozorny i cichy.
    - Dzień dobry - Moynahan podniósł się z miejsca, rozcierając spokojnie dłonie. Strzepał pozostałości gumki z rękawów białej koszuli i brązowej kamizelki. Przyglądał się z ciekawością swojemu gościowi, którzy z zainteresowaniem obserwował porcelanowe lalki.
    Nie zainteresowało go nic więcej, żadne drewno, wosk czy laleczki stworzone z resztek zbóż. Przyglądał się tylko porcelanie, kołysząc się przy tym do przodu i do tyłu. Dziwny człowiek, milczący obserwator. Nicholas jednak nic nie powiedział, chcąc dać nieznajomemu chwilę prywatności z lalkami. Zdawał sobie sprawę, że w większości przypadków to dzieci robią tutaj teatr i napełniają to miejsce życiem. Gdy przychodzi tutaj samotny dorosły, lubi tylko...
    Popatrzeć.
    Nagle mężczyzna podszedł do niego powolnym krokiem, jakby uczył się tego stylu poruszania od samej Śmierci. Nicholas musiał się wysilić, by móc nadążyć za onirycznym, przytłumionym głosem nieznajomego. Uśmiech jednak zdawał się odwzorowywać zgoła inne emocje.
    Nicholas przestał rozcierać dłonie, przyglądając się ze zdziwieniem mężczyźnie, który zaoferował mu swoje umiejętności. Niezwykłe jak sam śmiał twierdzić. Dawało się wyczuć, że oferta nieznajomego zbiła odrobinę Moynahana z pantałyku. Nicholas wyprostował się, nie spuszczając wzroku z mężczyzny. Uśmiechnął się lekko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Czuję się zaskoczony - powiedział uprzejmie i przychylnie. Gestem dłoni zaprosił gościa, by usiedli na dwóch fotelach, które znajdowały się między domkami z lalek - Proszę, niech pan spocznie, porozmawiajmy. Może herbaty? Proszę chwile zaczekać.
      Nicholas zniknął w drugim pomieszczeniu, niosąc po dłuższej chwili drewnianą tackę z prostym, odrobinę obdrapanym serwisem do herbaty.
      - Niech pan wybaczy jakość herbaty, ale ciężko dzisiaj zdobyć coś naprawdę dobrego - lalkarz postawił tacę na stoliku, po czym sam usiadł naprzeciwko tajemniczego mężczyzny - To bardzo miłe z pańskiej strony, że zgłosił się pan akurat właśnie do mnie. Czy mógłbym poznać pańskie imię? Myślę, że byłoby nam łatwiej.
      Uśmiechnął się przyjacielsko, nalewając gościowi i sobie herbaty. Z oczu nie znikał mu intrygujący ognik.
      - Jak pan sam zauważył nie wywiesiłem anonsu na drzwiach. To interesujące jednak, że pan tak uprzejmie zapytał o możliwość pracy. Czy mogę się dowiedzieć czegoś więcej o panu, pańskich umiejętnościach? Proszę, byłbym zobowiązany.

      Nicholas

      Usuń
  29. [ To pozwól, że zapytam: czy prócz swoich tajemnic umie także skrywać cudze?]

    W.W

    OdpowiedzUsuń
  30. [ W takim razie możemy zaczynać. Znaczy, mam nadzieję, że masz ochotę zdobyć zaszczytny tytuł tego, który naskrobie rozpoczęcie.]

    OdpowiedzUsuń
  31. I już miał wyrzucić jednego, ułamanego chabra, ale tak z każdym kolejnym słowem robiło mu się go żal. Wziął go więc w dłoń i bez większych rozmyślań wrzucił go do zdobionej koperty.


    Ms. R.,
    do bankiera wielu rzeczy niestety mi brakuje. Chociaż, jeśli dobrze przyjrzeć się mojej osobie, nie brak we mnie szatańskich popędów. Ale i w Panu dostrzegam niemałe pokłady diabelskiego jestestwa! Tak grać na uczuciach obcej damy bez żadnego zawahania w piórze? Obawiam się, że ani ja ani Pan nie należymy do najszlachetniejszych dżentelmenów.
    Pewien znamienity gość, skoro już skłaniamy się ku anonimowości, co poniekąd zakrawa o kryminalną ciekawostkę, mówi również, iż kobiety to histeryczki. Proszę Pana, moja żona, choć rzeczywiście ze skłonnościami do autodestrukcji, jest Panią bardzo emocjonalną i przyznam trochę wbrew sobie, leży mi na sercu jej szczęście oraz życiowe spełnienie. Pociecha więc to marna, list ze zmiętym kwiatem, bez nadziei na odrobinę uczucia. Teraz nie czuję już gniewu, choć powinienem, bom w ogóle nie spodziewał się odpowiedzi. W mojej głowie kołatają się również pozdrowienia dla małżonki, ale te są kierowane bardziej litością, którą raz jedyny mogę przerzucić z własnej osoby na inną, całkiem obcą.
    Dlaczego Pan na odchodne rzuca tak ważne pytanie? Kwiaty, proszę Pana, ani nie niszczą się, ani też nikt ich nie zabiera. Napisze o ludzkim śnie w następnym stuleciu jedna z wybitniejszych postaci, choć nam trudno jeszcze o tym wiedzieć: „Czy tak jesteśmy stworzeni, iż śmierć musimy przyjmować w codziennych małych dawkach, gdyż w przeciwnym razie życie stałoby się nieznośne?”. Obumieranie więc natury, idąc śladem tych słów znaczących, jest jedynie snem świata, na chwilę, na moment, by później obudzić się z marzeń i dać człowiekowi nadzieję i ciepło. Patrząc na te chabry, piękne są, dziękuję, i dotykając ich miękkich płatków nachodzi mnie myśl, że rzeczywiście to te kolory trzymają nas przy życiu. Kolory i zapachy. Bo świat san w sobie jest paskudnym miejscem, proszę Pana. Jedynie jego oprawa zdaje się wpływać na nasze chęci i emocje.
    I niech Pan wybaczy, ale małżonce pozostawię decyzję o kawie bądź kakao. Teraz, wiem już na pewno, że z pewnością nie chciałbym Pana i Jej spotkania doświadczyć. Wolę zatrzymać Pana listy w dolnej szufladzie, z dala od jej ciepłej duszy.

    Z małym poszanowaniem,
    H.

    OdpowiedzUsuń
  32. [Ah, no i wybacz to nawiązanie do Virginii Woolf, ale nie mogłam się powstrzymać.]

    OdpowiedzUsuń
  33. Naprawdę, chciałaby być zaskoczona. Chociaż trochę. Tak minimalnie, żeby poczuć ten dreszczyk emocji, kiedy robi się coś nielegalnego. Niestety, nic takiego się nie wydarzyło. Właściwie, to była już gotowa sięgnąć pod ladę, by sprzedać klientowi to, o co prosił, kiedy coś nakazało jej zachować czujność. Rendie nie wyglądał jak typowy bywalec jej sklepu. Może to głupio zabrzmi, ale po prostu za dobrze wyglądał. Serafina raczej nie należała do towarzyskich osób, więc nie znała wielu mieszkańców tej dzielnicy, co za tym idzie, nie mogła wiedzieć kim jest mężczyzna po drugiej stronie lady. A przecież równie dobrze mógł być jakimś tajniakiem. Dobrym przyjacielem komisarza, który przyszedł tutaj na zwiady. Co prawda wątpiła w to, by w świetle obecnych wydarzeń ktokolwiek na posterunku myślał o tym, by zamknąć jakiś tam mały sklepik zielarski, ale piołun nie był produktem, który można było dostać wszędzie. A przecież każdy głupi zielarz mógł spokojnie połączyć fakty, a raczej składniki i domyślić się, co też klient będzie chciał tworzyć.
    - Hm... Pozwoli Pan, że zapytam, ale ... Lubczyk, koper włoski... Piołun? - uniosła jedną brew, nie tracąc uśmiechu.
    O nie, nie będzie kolejną naiwną Francuzką, nie da się tak łatwo podejść!
    - Co też takiego ciekawego ma Pan zamiar uczynić z takim zielskiem?
    Posłała mu zachęcający uśmiech, gotowa do szybkiej refleksji w razie, gdyby naprawdę okazał się być tylko zwykłym klientem, który postanowił przygotować w domu absynt. I to w dodatku z jakiegoś naprawdę lewego przepisu.

    Ser

    OdpowiedzUsuń
  34. Jeżeli ktokolwiek śmiał pomyśleć, że życie pośród dóbr wszelakiego rodzaju jest powodem do zazdrości, prawdopodobnie nigdy nie wziął pod uwagę, że na dobrobyt trzeba zapracować. Drogie tkaniny, regularne posiłki i wysoko uniesiona głowa budziły w pospólstwie mieszaninę negatywnych emocji, którą najczęściej rozpoczynało lamentowanie nad hierarchicznością ludzi — większa część społeczeństwa wiedziała bowiem, że człowiek powinien być równy drugiemu człowiekowi, druga wiedziała to także, ale przy sprzyjających warunkach chętnie o tym zapominała.
    William miał dobrą pamięć. Pamiętał, skąd się wywodzi, do czego zmuszała go realizacja własnych przedsięwzięć, a przede wszystkim, jak ciężko jest nie utonąć, kiedy wszyscy dookoła trudnią się przytraczaniem do ciebie balastu. Tak było na początku — stał na skraju przepaści, próbując nie stracić gruntu pod nogami. Ale czas pokazał, jemu i jego promotorom, że wystarczy odrobina wiary i trochę socjopatycznych skłonności, aby bez wysiłku utrzymywać się na powierzchni.
    W chwili obecnej zakres obowiązków pana Wilde'a skurczył się drastycznie, jakby w końcu utwierdził znajomych z wyższych sfer w przekonaniu o swej wartości. Interes rozwijał się potężnie, liczba pracownic i pracowników się potroiła, a on musiał zaledwie siedzieć w swym gabinecie o czerwonych ścianach i patrzeć kpiąco na świat.
    Świat lekceważył te kpiny, nie do końca zresztą prawdziwe, bo William, oprócz siedzenia, zajmował się przeróżnymi sprawami, o których nie wiedziano, toteż w obiegu wciąż funkcjonowała błędna opinia o jego nieróbstwie. Jakże to burzyło ludność! Jaką zawiść budziło! Jak to tak, że właściciel przybytku miłosnego niczym się nie zajmuje, a opływa w bogactwa! Skandal, niedorzeczność, nieporozumienie!
    Ach, gdyby tylko Londyn nocą nie spał tak głębokim snem.
    Nocą działy się rzeczy, które za dnia nie miały prawa bytu. Do ręki brało się łopatę, w drugiej dzierżyło worek, czasem obiema chwytało za taczkę. Było w tym coś wywołującego dreszcze, coś, czego nie pozwoliłby przeżyć nikomu innemu — proces powolnego usychania.
    Zazwyczaj jego zamiłowanie pochłaniało go w pełni, tym razem jednak uniósł głowę, otarł pot i zdawać by się mogło, napotkał czyjeś spojrzenie. Odległość pomiędzy nim a niechcianym przybyszem pozwalała czuć się jeszcze komfortowo, aczkolwiek nie pozwalała na stwierdzenie, co jest obiektem zainteresowania przybyłego. Mimo to William wiedział, że podziwia się go z prawdziwym zaciekawieniem.
    Wyprostował więc jak struna i zasalutował, a jego palce — w świetle księżyca — zalśniły czerwonawo.

    William

    OdpowiedzUsuń