24 stycznia 2016

Only words bleed

ROSE GERRITSEN
27 lat | krawcowa
panna z dzieckiem, w dodatku nie swoim

Doskonale wie, że mogłaby szyć kolorowe kreacje, gdyby tylko miała zupełnie własną maszynę. Gdyby tylko nie musiała szyć dla gości najtańszych gospód, właścicieli burdelów i prostytutek, choć dla tych ostatnich potrafi wyczarować prawdziwe cudeńka. Gdyby tylko jej siostra nie umarła w połogu mogłaby nadal szukać pracy i praktyk u co lepszych krawców, szyjących fraki i suknie z trenem. Gdyby Mary nie zostawiła małej Margaret, nie musiałaby przebywać teraz u mamki. Rose nie musiałaby zastawiać złotego łańcuszka z wisiorkiem, by pochować siostrę. Gdyby nie to - Margatet miałaby matkę, a nie ciężko harującą na jej utrzymanie ciotkę.
Dobrze wie, że większość ma ją za pannę z bachorem. Wie też, że oceniają to, że się nie szanowała, a nie widzą ile robi dla dziecka swojej siostry. Doskonale zdaje sobie sprawę, że niewiele osób chce zatrudnić kobietę o wątpliwej moralności, nawet jeśli to tylko niczym niepotwierdzone plotki i kłamstwa. Wie, że musi sypiać tam, gdzie nie będą żądali wysokiej zapłaty, że co tydzień musi oddawać część zarobionych pieniędzy na utrzymanie Margaret. Wie, że jej siostra patrzy na nie z góry, płacząc nad nędznym losem, w którym przyszło jej zostawić własne dziecko, choć zostawiła je w najlepszych możliwych rękach.
Byłaby ucieleśnieniem kanonu kobiecego piękna, gdyby nie rude włosy, świadczące o temperamencie, a może i infantylności. Byłaby cierpliwą i ciepłą żoną, gdyby tylko nie była za stara na zaręczyny. I wiedziałaby, że za każdym wielkim mężczyzną stoi jego kobieta. I mogłaby stać za mężczyzną swojego życia, wspierając jego ambicje. Byłaby duszą towarzystwa, dbającą o porządek, o domowe ognisko i własne dzieci, gdyby tylko miała choć chwilę, by pomyśleć o sobie.
Ale nie poddała się przeciwnościom losu. Pracuje ciężko, zaciskając zęby i pasa. Dba o siostrzenicę jak o własny skarb, który jej potrzebuje, i który jest dla niej całym światem. Usilnie wierzy, że los postanowi się kiedyś odmienić. Nie wierzy w bajki, polega tylko i wyłącznie na sobie, ale wierzy w dobrą passę, bożą opiekę i we własne siły. Na co dzień walczy z większą upartością i zaciętością, niż niejeden mężczyzna przy szabli. Choć jest tylko małą istotą w tym wielkim, przegniłym mieście, nie pozwala sobie na jakąkolwiek pogardę, czy upokorzenie. Wie, że znaczy tyle, ile znaczą jej czyny.

Powiązania | Notatnik

GOD, SAVE THE QUEEN

[Witamy! Z nami wszystko jest możliwe, grajmy :)]

10 komentarzy:

  1. Witam serdecznie i życzę udanej zabawy na blogu! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Serdecznie dziękuję, z Bożej łaski Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii królowo, Obrończyni Wiary i cesarzowo Indii!]

      Usuń
  2. [Witam ładnie! Trochę inaczej wyobrażałam sobie Rose, tutaj z karty rozumiem, jakby miała trochę pretensje o to, że została sama z dzieckiem. :D
    Mimo wszystko wiem, że Rose jest też bardzo ciekawą postacią! Zaproponowałabym wątek, ale nic mi nie przychodzi do głowy... :c]
    Lucy

    OdpowiedzUsuń
  3. [Ja też się witam, bo wypada, ale tak podążając za słowami administracji - sesja zjada czas i chęci (jedyna ochota to na kawę i wygodne łóżko), więc do zobaczenia później, bo karta ładnie napisana! I tak w ogóle wydaje mi się, że do Londynu trafiają osoby piszące dobrze, co rzadkie i powinno się cenić. • Według mnie Rose ma prawo mieć pretensje do losu, ja bym miała, rozumiem, szanuję, pozdrawiam i z moją poprzekręcaną składnią wracam do notatek.]

    H. Fitzgerald

    OdpowiedzUsuń
  4. [Wyszedł człowiek, wyszedł! Bardzo lubię takie wyważone, rzeczywiste postaci. Mnie rzadko kiedy udaje się złapać ten złoty środek. • Oh, Freud był straszny pod tym względem! Ja osobiście średnio za nim przepadam, jeśli w ogóle jakkolwiek do mnie trafia.]

    H.

    OdpowiedzUsuń
  5. [A, witam, witam. Właściwie sądzę, że 'ludzkie' postacie są jednymi z lepszych, w końcu to ludzie potrafią najbardziej zaskoczyć. Sam nie lubię sztucznych czy przerysowanych postaci, no, chyba że efekt jest zamierzony i czemuś służy, ale na przykład gdy jakiś czas temu panowała moda na pięknych, smutnych bez większego powodu i koniecznie chorych psychicznie (ewentualnie niewidomych), to, ych, wymiękałem.
    Pozdrawiam!]

    R.

    OdpowiedzUsuń
  6. [Hej! I witam cię bardzo serdecznie na blogu :) Cieszę się, że ktoś przygarnął Rose i jeszcze na dodatek tak ładnie ją opisał. Karta jest bardzo ludzka i taka... Aż nie da się nie polubić Rose i podziwiać ją za siłę z jaką podchodzi do wszelkich przeciwności losu.
    Może miałabyś ochotę na wątek? Sądzę, że umiejętności Rose z igłą nadałyby zupełnie nowego piękna lalkom Moynahana. Z pewnością skorzystałby z niezwykłych umiejętności krawcowej. Wiem, ze to może marny pomysł na początek, ale może Rose zauważy nieścisłości w wykrojach Nicholasa i zwróci mu na to uwagę? :) Od tego może zacząć się ich znajomość i współpraca. Co sądzisz?]

    Nicholas

    OdpowiedzUsuń
  7. Ktoś powinien kiedyś jej przyznać order za naiwność. Może minęła się z powołaniem i powinna raczej pracować w przytułku, a nie jako kelnerka w gospodzie. Zaczęło się już kilka lat temu, gdy spotkała Williama, bez pieniędzy, samotnego, porzuconego, brudnego, zmęczonego i głodnego. Był wyrzutkiem – tak jak ona kiedyś. Wystarczyło, że spojrzała w jego oczy i zrozumiała, że wiele przeszedł. Jakimś cudem wdali się w rozmowę, jakimś jeszcze większym cudem zamieszkał w jej pokoju na górze karczmy.
    A potem ją zostawił. Tak po prostu. Biznesmeni nie zadają się z kelnerkami. Biznesmeni prowadzą domy publiczne i zajmują się trzymaniem w ryzach kurtyzan – nie oglądają się za siebie.
    Pamiętała, że nocami płakała po utraconej miłości. Dniami nakładała tony pudru, byleby nie widać, jakim wrakiem człowieka się stała. Tęskniła, mogłaby nawet wskoczyć do Tamizy. Raz prawie to zrobiła – ale obleciał ją strach. Coś jej podszepnęło, że to jeszcze przecież nie koniec. Że może wszystko się jeszcze ułoży. Zeszła z mostu, płacząc. Nikt się za nią nie obejrzał.
    A kilka lat pózniej – w gospodzie pojawiła się rudowłosa kobieta z dzieckiem na rękach. Zapłakana, samotna, zmokła, bo akurat lał deszcz, i bez pieniędzy. Lucy krzywo patrzyła na dzieci, nie przepadała za nimi. Płakały i brudziły na przemian. Wiedziała, że byłaby złą matką. Dlatego też nie przygarnęła kobiety do swojego pokoju, tylko wybłagała gospodarza o osobną izbę, mówiąc, że koszty może zabrać z jej wypłaty.
    Były to miesiące chude, kiedy Lucy prawie nic nie jadła. Ale czy mogła mieć pretensje, że ktoś jest biedny i nie ma pieniędzy?
    Mogła. I miała. Ale nigdy nie wypowiedziane. Czasami przeklinała w myślach, czasami zwinęła coś z kuchni, gdy już nie potrafiła wytrzymać z głodu, ale nienawidziła tego.
    To było kilka miesięcy temu. Przez ten czas Rose zdążyła znaleźć pracę wystarczającą, żeby opłacić swój żywot i mamkę dziecka. I znów Lucy więcej jej nie widziała.
    Lucy, mogłabyś się zacząć uczyć na błędach…

    Lucy

    OdpowiedzUsuń
  8. [Hej, bardzo mi się podoba i piszę się. Niezdrowa fascynacja również brzmi ciekawie, wszystko może wyjść naprawdę bardzo, bardzo fajnie :)
    Myślę, że chyba rozsądniejsze, biorąc pod uwagę sytuacje, będzie jak ty zaczniesz nagabując Nicholasa podczas prac nad kolejną lalką. Chyba, że chcesz bym zaczęła, to daj mi trochę czasu :)]

    Nicholas

    OdpowiedzUsuń
  9. Jej zdziwienie było ogromne, gdy znów ujrzała znajomą, rudowłosą młodą kobietę, która zjawiła się w gospodzie i w dodatku zdążyła wejść na tyle niepostrzeżenie, że Lucy nie zwróciła na nią najmniejszej uwagi, gdy podawała jakieś rozcieńczone piwo jednemu z mężczyzn przy stole. Potem podeszła do baru, gdzie jednak barman był czujny i skinął głową w stronę nowego gościa.
    Z nutką zdumienia i ciekawości podeszła do stolika. Nim zapytała, co podać, słowa padły ze strony gościa. Wybiła ją tym trochę z rytmu. Przez moment po prostu stała i patrzyła na nią, jakby dziewczyna powiedziała coś w kompletnie obcym języku.
    Po chwili dopiero skinęła ostrożnie głową.
    - Tak… tak, zaraz zapytam kucharza o zupę – odparła. – Chociaż wychodzą nam dzisiaj bardzo dobre zapiekanki pasterskie. Może więc zamienimy zupę na takie danie? – uśmiechnęła się lekko. Oczywiście, gotowa była pójść na zaplecze i poinformować, że trzeba nalać talerz zupy klientce. Z tym, że zawsze trzeba było poinformować o daniu dnia. Zawsze znajdzie się osoba, która jednak się na nie skusi.

    [Ach, to takie krótkie, wybacz!]
    Lucy

    OdpowiedzUsuń