9 stycznia 2016

Dziennik Intymny

01.09.1888
Panią Hritz wpuszczono do gabinetu. Przeważnie jej nie otwieram. Dziś jednak podesłała chłopca, niespełna trzynastoletniego. Jego twarz była biała niczym budynek znajdujący się w niedalekiej odległości od niego. Jedynie ręce miał jakieś skażone. Barwą nie były podobne do niczego, co znajdowało się w okolicy. Nie miałem wzoru, nie miałem porównania. Wpatrując się w chłopca nie zauważyłem Pani Hritz szybko wyskakującej zza rogu kamienicy. Jej krótkie, stare nogi nie poradziły sobie już na drugim stopniu. Pomogłem jej wstać, zaproponowałem herbatę. Dałem się nabrać, następnym razem będę ostrożniejszy.
Pocieszam ją, że nie umrze. Że według idei Wiecznego Powrotu świat będzie trwał w tej samej postaci nieskończenie wiele razy. Sam jednak zastanawiam się, kiedy świat się zaczął, a kiedy się skończy. Kobieta jest zadowolona z mojej odpowiedzi. Siorbie spokojnie herbatę. W kontraście moje palce nerwowo obijają się o kolano. Wizja powrotu w tym samym ciele wzbudza we mnie obrzydzenie, co w rezultacie widoczne jest w grymasie wymalowanym na twarzy. Starzeję się, choć znakom czasu opierają się jedynie dłonie. Tylko jeden z palców zniekształcił się przez notoryczne pisanie.
Jestem inny, trochę mi żal dawnego siebie. Byłem bardziej beztroski, a przy tym rozsadzała mnie empatia. Ohydnie trudno jest wzbić się ponad siebie, dla innych. Powinienem bardziej doceniać moich pacjentów i ich starania. Kiedyś przychodziło mi to z łatwością, lecz teraz to jedynie cień wcześniejszych osiągnięć. Tusz rozlał mi się na dłoni.
„Wszystko ma swój czas, panie Fitzgerald”, mówi kobieta. Wyprostowanym jak patyk palcem miesza zimną już herbatę. Jestem ciekaw, czy zdaje sobie sprawę z cytowania Księgi Koheleta. Pytam. Nie otrzymuję odpowiedzi.

03.09.1888
Ja sobie tak powoli, na wyrwanej stronie, zapiszę, że bardzo mi się podoba Pana spojrzenie i że, cicho dodam, mam nadzieję, iż moje własne też Pan dostrzega. I choć wiem, że to tak bez sensu i bez znaczenia, to ja tak trochę w Pana kierunku powzdycham ukradkiem. Dobrze, że często się nie spotykamy, bo moje zauroczone serce wlazłoby na język, a następnie wypadłoby z łaskotem na ziemię.  Poczekam aż to minie i pozwolę Panu żyć dalej, na spokojnie, w rodzinnej atmosferze. Bo ja na przykład, często się nie kontroluję i zawłaszczam myślami to, co do nas w rzeczywistości nie należy. A szkoda. Bo ja bym mógł Panu robić dobrą kawę, i dlatego że piec nie umiem, to poczytałbym Panu dobrą literaturę. Bądź złą, jak Pan woli. A ponieważ nie muszę mieć Pana w roli zwierzaka, choć mógłbym, to gdyby tak czasami mi Pan powiedział, co sądzi o Freudzie, albo o Sheakespearze, to byłbym zachwycony!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz