31 stycznia 2016

"To smoke opium is to get out of the train while it is still moving"

18 kwietnia 1857 - Croydon
Właściciel palarni opium ukrytej za zakładem krawieckim "Suknie Mademoiselle Huxley"

Nie marzyło mu się życie w East End - jego ambicje zawsze podążały dużo dalej niż przeciętnego zjadacza chleba. Chciał podróżować, zwiedzać i odkrywać nowe światy. Nie wszystkie jednak zakusy daje się spełnić od razu. Wymaga to czasu, dobrego planu i środków.
Środków, które zamierzał zdobyć właśnie w znienawidzonym East End. Miejscu do którego trafił przypadkiem z ukochaną siostrą bliźniaczką - Anabelle. Jedyną kobietą za którą oddałby życie, by móc zapewnić jej cudowny los godny księżniczki.
Walczy każdego dnia, ukrywając z nią wspólny, zdradziecki interes ulokowany w przedsionku zakładu krawieckiego. Wchodząc do wspaniałego salonu "Sukni Mademoiselle Huxley" nie ujrzysz tylko dam przymierzających fantazyjne kreacje, które frywolnie skrywają co delikatniejsze części ciała.
Nie, to miejsce jest czymś więcej. Zamknięte w brudnej, parszywej dzielnicy oferuje rozrywki pomagające zmierzyć się z dziką, szaroburą rzeczywistością.

Za zakładem znajduje się pewne miejsce. Idąc długim, skromnie oświetlonym korytarzem mijasz ciasne drzwi. Wchodzisz do pomieszczenia, gdzie daje się czuć znajomy, ciężki i mącący w głowie zapach. Wszędzie panuje półmrok, a jakikolwiek blask przyćmiony jest gęstą chmurą dymu unoszącego się dookoła. Na egzotycznie udekorowanych poduszkach, w dziwacznie wykrzywionych pozach, leżą różne osoby. Niektórzy z uwagą podnoszą głowy, gdy ktoś nowy wchodzi do środka, inni mamroczą między sobą o niezrozumiałych rzeczach, a niewielka grupka odpłynęła dawno do krainy fantazji. Jest tłoczno i niesamowicie duszno, wydaje się jakby pokój zmniejszał się z każdym kolejnym wdechem narkotycznego powietrza.
 
Między nimi chodzi właściciel, nie Chińczyk, a Anglik, podający zainteresowanym mistrzowsko przygotowany narkotyk. Dorosły, niewyróżniający się niczym mężczyzna w którego oczach migocze buńczuczna iskra godna młodzieniaszka. Nie ma jednak spojrzenia naiwnego paniczyka, a człowieka dużo bardziej doświadczonego i obeznanego w gorzkich prawdach życia. Człowieka, który musi pracować, by nie zginąć przygnieciony brudem East End.

Mężczyzny, któremu nie warto się sprzeciwiać, gdyż za rękawem kryć może niejednego asa. 




_______
Witam serdecznie i zapraszam do wątków z Archibaldem :)
Wizerunek: Tom Burke jako Athos
Cytat w tytule: Jean Cocteau - "Opium, dziennik z kuracji odwykowej"
"Archibald Huxley" podlinkowane
.

GOD SAVE THE QUEEN

10 komentarzy:

  1. Witamy serdecznie na blogu i życzymy udanej zabawy! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. [Nie spodziewałam się brata tak szybko, aczkolwiek nie mogę powiedzieć, iż mnie jego widok nie cieszy! :D
    No to obowiązkowo wątek, wspólniku!
    I ślicznie opisana jest Bella w powiązaniach.]
    Anabelle

    OdpowiedzUsuń
  3. To miała być krótka i szybka akcja. Archibald przekazał jej wszystkie niezbędne informacje. Ona zadbała o resztę – a przede wszystkim o odpowiednie przebranie, aby przypadkiem nikt jej nie rozpoznał. Nikt nie powinien był jej zobaczyć wychodzącej z mieszkania jako młody dżentelmen, idący wraz z laską. Nikt nie wiedział, że tak naprawdę jest to ukryty nadziak, który skosztował już krwi niejednego człowieka.
    Tym razem miała być to kobieta. Niewierna żona, czy jakoś tak, kryjąca się pod falbanami sukni i pod dobrymi manierami. W zasadzie Bella mogłaby sobie uścisnąć z nią dłoń, gdyby nie fakt, że ona nie rozkładała nóg przed każdym mężczyzną, który potrafił ją odpowiednio oczarować.
    Ale zabójstwo to rzecz o wiele gorsza… tak? Tak chyba mówi protestantyzm. Nigdy nie interesowała się wiarą. A wiara, ani ten rzekomy Bóg, nie interesował się nią.
    Lokal, do którego weszła, był bardzo elegancki. Dawno opuściła już East End – te standardy były o wiele wyższe niż te, które widziała na co dzień. Jakaś śpiewaczka wykonywała właśnie w rogu jakąś arię, ale wątpiła, aby ktokolwiek jej teraz słuchał. Zauważyła ją – flirtowała z jakimś mężczyzną przy barze. Trzeba było tylko zwrócić na siebie uwagę.
    Jak się okazało, było to trudniejsze, niż samo oczarowanie jej. Przez całe spotkanie mówiła dokładnie to, co każda kobieta chciała usłyszeć. W końcu sama nią była, nieprawdaż? Lady, oczarowana szarmanckością, przyjmowała kolejną dawkę trunku, tracąc czujność. Błąd. Ale nigdy się o tym nie przekona. Zapewne nie pamiętała już, że siedzieli razem w powozie i jechali do jej domu – podobnież wolnego, ponieważ mąż wyjechał z jakimiś interesami, a żona najzwyczajniej w świecie się postanowiła zabawić. To nie było ważne.
    Jeszcze w progu rozsupłała gorset kobiety i strąciła z głowy jej kapelusz – choć mdliło ją na samą myśl, że robi coś tak obrzydliwego. Kobieta zachichotała niczym urocza nastolatka, zamrugała zalotnie i pociągnęła ją po schodach – do sypialni. Puściła ją w trakcie i poszła przodem, najwidoczniej chcąc już być w miarę naszykowaną. Tym lepiej.
    Ana pchnęła za sobą drzwi, ale ich nie zamknęła. Kobieta czekała na nią przy łóżku, gotowa na kontynuację figli. Ana wyszeptała jej do ucha kilka słów, co wywołało na twarzy jej niedoszłej ofiary rumieńce. A może był to alkohol. Ale pokiwała głową, a Ana – złapawszy za jakiś większy kawałek materiału, zakryła oczy swojej ofierze. Czuła jej przyspieszony oddech, gdy poczuła dotyk Belli. Lecz wtedy, zamiast rozebrać ją do końca, ta sięgnęła po nadziak i przyłożyła jej do gardła. Było dla niej za pózno.
    Cięcie było szybkie i czyste, a lady padła na łóżko z poderżniętym gardłem. Ana wytarła ostrze z krwi o suknię kobiety, po czym wyszła z pomieszczenia. Zbyt nieuważnie, jak się okazało. Ktoś śledził ją aż do miejsca zamieszkania i zdążył zawiadomić policjantów patrolujących okolicę.
    Nie wiedziała jeszcze, w jak wielkich tarapatach się znalazła. W głowie jej huczało aż z gniewu po dzisiejszej kłótni z bratem. Mimo że minęło kilka godzin – nadal jej nie przeszło. Czy to jej wina, że chce tylko jego dobra? I… przy okazji nie chce, żeby kręciły się wokół niego podejrzane kobiety?
    Może oprócz niej samej. Bo ona go nie skrzywdzi.

    Anabelle

    OdpowiedzUsuń
  4. Odetchnęła głęboko, gdy stanęła na progu własnego mieszkania na piętrze. Nie było zbyt duże – wystarczające jednak, aby pomieścić dwie osoby, mały salon i kuchnię, czy tam jak kto tam woli nazwać.
    Przywitał ją od razu Archibald. Cieszyła się, że go widzi, mimo nieprzyjemnej sytuacji, jaka miała miejsce dzisiaj… i wczoraj… i przedwczoraj… Ach, powinna się przyzwyczaić, a jednak nie potrafiła. Zawsze czuła się zle, gdy kłóciła się ze swoim bratem.
    Bo problem leżał w nich obu. Chociaż była młodsza zaledwie o parędziesiąt sekund, miała wrażenie, jakby dzieliło ich co najmniej kilka lat – a przynajmniej tak traktował ją Archie. Jak małą, niezdarną, niepokorną siostrzyczkę, jaką była lata temu. Teraz jest jednak damą – kobietą i przy okazji morderczynią. Potrafi o siebie zadbać sama.
    Po tamtym razie w Croydon postanowiła sobie, że nigdy już więcej nie musiał się tak dla niej poświęcać… Nigdy więcej już nie będą uciekać.
    - Była łatwiejsza niż byle dziwka. Dziwce musiałabym jeszcze zapłacić – burknęła, zupełnie nie pojmując, jak tak bardzo można być zdesperowanym kontaktów seksualnych. Chociaż patrząc po tych wszystkich damach, które podobnież chorowały na histerię… Ale czy powinna je obwiniać? Żyła w społeczności, kiedy liczyły się zachcianki mężczyzn, nie kobiet. One miały być posłuszne i ładnie wyglądać. – Mimo wszystko… uwodzenie kobiet wychodzi mi całkiem niezle – odparła, rzucając zadziorne spojrzenie swojemu bratu.
    Tak, lubiła, gdy był o nią choć trochę zazdrosny. Nie, nigdy mu tego nie powie.
    – Myślę, że jest ze mnie kawał całkiem przystojnego dżentelmena – odezwała się z uśmiechem, idąc już w stronę pokoju i rozpinając marynarkę. Ten strój kosztował fortunę. Nie może go tak od razu zniszczyć. – Ale wszystko przebiegło bezproblemowo…
    I wtedy właśnie rozległo się pukanie do drzwi.
    - Panie Huxley – usłyszała męski głos zza drzwi. – Mamy nakaz przeszukania pańskiego domu. Proszę otworzyć albo zmuszeni będziemy wejść siłą!
    Bella nerwowo zerknęła w stronę drzwi.
    - Policja – z jej ust nie dobiegł żaden dzwięk, ale można było wyczytać to słowo z ruchu warg. Jak mogła być taka naiwna? Jak mogła nie zauważyć, że była śledzona? I dlaczego stoi jak kłoda, wryta w podłogę, zamiast uciekać jak najdalej stąd?

    Anabelle

    OdpowiedzUsuń
  5. [Dzień dobry, nadrabiam zaległości sesyjne i kłaniam się nisko. Czyżby postać wybrana z wolnych, poszukiwanych bohaterów? Oh, ja to nie wiem, skąd w Was to zamiłowanie do takich smutków, "marginesów". To był żart, proszę sobie nie brać do serca. Życzę natomiast miłego grania, świetnych wątków i konkretnego rozwoju postaci.]

    H. Fitzgerald

    OdpowiedzUsuń
  6. [ Serdecznie się witam i posyłam szeroki uśmiech do postaci korzystającej z wizerunku wspaniałego Toma (Athos <3). Byłabym też bardzo chętna na wątek, a właściciel palarni opium zapewne mógłby się jakoś dogadać z zielarką, która jak nikt inny zna się na makach i nie tylko :) ]

    Ser

    OdpowiedzUsuń
  7. Mężczyzni weszli powoli do pokoju, lecz tylko jeden zwrócił w ogóle uwagę na Archibalda. Drugi rozejrzał się po pokoju i przeszedł do następnego, jakim była skromna kuchnia. Słuchać było tylko rumor, kiedy przeszukiwał półki, zupełnie jakby Anabelle miała schować się pod garnkiem.
    - Świadek zeznał dzisiaj na komendzie, iż zauważył, jak seryjny morderca wchodzi do tego domu. Mamy więc nakaz przeszukania pomieszczenia. Jeżeli nie ma pan nic do ukrycia, prosimy, żeby nie stawać oporu, w przeciwnym razie zmuszeni będziemy do użycia siły.
    Drugi policjant zdążył wyjść już z kuchni, rzucił tylko krótko jedno słowo „czysto”, po czym bezceremonialnie zajrzał do pokoju Archibalda.
    Anabelle nie sprzeciwiała się nawet przez moment, nie rzuciła nawet pełnego gniewu spojrzenia, gdy wepchnął ją siłą do jej pokoju, każąc się rozebrać i schować wszystko pod łóżko. Wrzuciła więc tam nadziak, buty, zdjęła szybko spodnie, które, zmięte, znalazły się również w tamtym miejscu. Ręce drżały jej do tego stopnia, że nie mogła rozpiąć koszuli.
    W końcu ją także zrzuciła ze swoich ramion i pospiesznie wcisnęła najbardziej jak się dało. Słysząc hałas, jakie wywoływało przeszukiwanie mieszkania. Podbiegła do szafy i wręcz wyszarpnęła stamtąd damską bieliznę – przynajmniej jej dół. Zdążyła włożyć ją na siebie, pospiesznie rzuciła pierwszą lepszą suknię na łóżko, zabrała parę pantofelków oraz gorset, którego i tak sama nie zawiąże. Nie rozumiała, na co liczył jej brat. Że tutaj nie wejdą?
    Nie dbając w ogóle o to, aby zakryć swoje piersi, rozpuściła włosy i roztrzepała ja. Przysiadła do toaletki i nałożyła trochę pudru na swoją twarz, choć było to trudne. Dawno tak nie bała się o to, co się może stać. Czy Archie z tego wyjdzie? Jeśli nie, nigdy sobie tego nie wybaczy. Wszystko przez jej nierozwagę, przez jej głupią zazdrość. Po co przez całą drogę myślała o tej kobiecie, która widocznie w palarni dzisiaj się do niego przystawiała!
    Zdążyła nałożyć jeszcze róż na policzki i chwycić z powrotem gorset, kiedy ktoś nagle otworzył drzwi. Stał w nich policjant, równie zdezorientowany, co i ona. Wtedy przypomniała sobie słowa brata.
    Pisnęła głośno, jak zawstydzona panna, a przez drzwi, dosłownie!, wyleciał jeden z pantofelków, niemal trafiając w głowę drugiego z policjantów, który nadal stał przy Archibaldzie. Pierwszy, zawstydzony takim odkryciem, uchylił się przed szybującym przedmiotem i wycofał natychmiast, nawet nie umiejąc wykrztusić z siebie słowa.

    Bella

    OdpowiedzUsuń
  8. Sama nie specjalnie przejęła się wtargnięciem policjanta do jej pokoju. Nie była zawstydzona – była w końcu małą, jadowitą żmijką, gdy chciała. Lub uroczym, mruczącym kociakiem, który w najmniej spodziewanym momencie udrapnie, zrani i ucieknie tam, gdzie mu się podoba. Cała sytuacja była tylko dobrze zagrana przez nią samą – chociaż zaczynała wątpić czy na pewno dobrze, bo wciąż była lekko roztrzęsiona na samą myśl, że Archie, jej kochany Archie się na nią gniewa.
    Kiedy oni się tak bardzo do siebie zbliżyli? W Crowley byli zwykłym rodzeństwem podkładającym sobie nogi, chociaż nie pozwolili się skrzywdzić, tknąć nawet palcem nikomu innemu. On mógł łamać serca wszystkim dziewczętom w mieście czy na obrzeżach, ale jemu żadna nie mogła nawet pleców podrapać w trakcie upojnej nocy (oczywiście, że takie były, gdyby tego nie słyszała!) Wszystko przez jej wątpliwie świętej pamięci narzeczonego, który stwierdził, że, jako iż niebawem miała zostać jego żoną, powinna już pełnić jej obowiązki – we wszystkich wymiarach. Sęk w tym, że ona nie chciała. I wciąż nie była gotowa. Może gdyby coś do niego czuła – coś pozytywnego, co nie wiązało się z obrzydzeniem i strachem.
    Mężczyźni nie zobaczyli za wiele. Gorsetem zakryła swój biust, a ponieważ akurat wtedy się schyliła, tą dolną intymną partię ciała również miała zasłoniętą. Dopiero gdy zatrzasnęły się drzwi, wyprostowała się i cicho odetchnęła. Nie ruszyła się jednak z miejsca, gdyby któryś z panów zdecydował się wrócić. Archie grał również doskonale. I dopiero kiedy usłyszała zamykanie drzwi wejściowych, ruszyła się z miejsca, żeby przynajmniej skąpo odziać.
    Dlatego założyła na siebie jedynie dolną partię bielizny, która i tak sięgała do połowy łydek, a piersi zakryła męską koszulą, którą wyciągnęła spod łóżka. Do zawiązania gorsetu potrzebowała osoby trzeciej. A zdawała sobie sprawę z tego, że brat jej teraz nie pomoże.
    Nie zapięła jej do końca. I tak spieszyła się, gdy usłyszała, że odkorkowuje butelkę. Szybko wyszła z pokoju, zerkając przelotem na pantofelka, który wciąż leżał na środku salonu. Facet miał szczęście, że nie zarobił obcasem.
    Zapukała we framugę drzwi od kuchni, żeby oznajmić swoją obecność. Spojrzała na Archiego, nieśmiało. Jak nie ona. Czuła się winna. I wiedziała, że od awantury się nie wymiga. Nawet pięknymi, słodkimi oczkami i minkami, które potrafiła robić zawsze, żeby kogoś udobruchać.
    Miały swój minus. Po jakimś czasie można było się uodpornić. Archibald był tego świetnym przykładem.
    - Archie… - zaczęła cicho, podchodząc do niego powoli. Wyciągnęła dłoń, żeby obniżyć jego rękę trzymającą butelkę. Nie chciała, żeby pił. Spojrzała mu prosto w oczy, chociaż w tym momencie powinna się zachowywać jak zbity pies. Unikać wzroku i podkulić ogon. – Przepraszam. Nie miałam pojęcia, że ktoś mnie śledzi. Ja wiem, że mogło się to skończyć naprawdę tragicznie, ale… ale… - dopiero teraz odwróciła wzrok. Jej dłoń wciąż spoczywała na jego ramieniu. Zamknęła oczy i westchnęła głęboko. – Ale nie mam żadnego logicznego wytłumaczenia. Wiem, że jesteś wściekły. Ale zostaw tą butelkę. – Ponownie podniosła wzrok, aby spojrzeć mu w oczy. – Nie chcę, żebyś pił przeze mnie. Krzycz na mnie. Uderz mnie, jeśli ci to pomoże.

    Bella

    OdpowiedzUsuń
  9. Obserwowała wciąż, uważnie, każdy jego ruch. Nie cofnęła się ani na krok, gdy zbliżył się do niej, ani nawet gdy podniósł dłoń w kierunku jej twarzy. Nie spodziewała się ciosu – gdyby jednak ją zaskoczył, była na niego gotowa. Zasłużyła sobie na to. I zniesie to dzielnie. Zniesie to jak mężczyzna, którym jeszcze chwilę temu była.
    Lecz on położył ją na jej policzku. Odetchnęła cicho i zamknęła oczy, gdy zbliżył swoją twarz do jej. Poczuła woń alkoholu. Chociaż w innej sytuacji pewnie by się skrzywiła, tutaj nie zrobiło to na niej zbyt wielkiego wrażenia. Wręcz nawet mogłaby stwierdzić, że spodobał się jej. O dziwo.
    Podniosła powoli głowę, żeby spojrzeć mu w oczy. Jego słowa ją raniły, chociaż nie niosły ze sobą zła czy gniewu. Nie zniosłaby go – nie pochodzącego od Archibalda.
    Wiedziała, że nie żartuje. Zabiłby ich z zimną krwią, żeby tylko bronić swojej siostry – tak jak zrobił to kiedyś. Był osobą, po której się nie spodziewała takich rzeczy. Wtedy. Nie znosił jej narzeczonego, ale nie sądziła, że kiedykolwiek podniesie na niego rękę za złe traktowanie swojej siostry.
    A nie chciałaby tego. Nie chciała powtarzać ucieczki, planowania życia, krycia się w cieniu, zdobywania pieniędzy. Przeżyli ciężkie chwile. I skończyli to. Lepiej, żeby się nie powtórzyło. Bo mogłoby już nie być tak dobrze.
    Po jego pytaniu spuściła wzrok. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak bardzo głupi to był powód, żeby narażać ich życie. I bezpieczeństwo. Westchnęła. Zadał pytanie. Musi mu odpowiedzieć. Chociaż jest to najgłupsza wymówka ze wszystkich.
    - Nie wiedziałam, że ktoś mnie śledzi. Udałam się do tego lokalu, o którym wspominał nasz klient. Była tam faktycznie jego żona. Już z kimś flirtowała. Więc przyciągnęłam jej uwagę, postawiłam parę drinków i udaliśmy się do niej. Tam ją zabiłam jeszcze zanim zdążyła rozwiązać gorset. I poszłam prosto do domu. Nie myślałam, że ktoś nabierze podejrzeń i podążyć za mną do domu. Nie zauważyłam go nawet. Wszystko przez to… przez to… och, Archie – jęknęła, odsuwając się od niego i odwracając do niego tyłem. – Martwię się o ciebie. To wszystko przez to. Nie chcę, żeby ktoś cię skrzywdził.
    Miała na myśli tutaj kobietę, którą przelotem zobaczyła dzisiaj w palarni. Najwidoczniej miała nadzieję na coś więcej niż tylko palenie i zapłacenie za dostarczony towar. Bardziej wręcz interesował ją ten, który ten towar podawał.

    OdpowiedzUsuń
  10. Zamknęła oczy i zagryzła przez moment dolną wargę, gdy usłyszała ostre słowa z jego strony, spotęgowane dodatkowo przez odgłos tłuczonego szkła i uderzenie pięścią w stół. Przez moment jeszcze starała się zachować cierpliwość.
    Ale on nie rozumiał. Jak on nic nie rozumiał!
    - Nie po to spędziłam całe lata na ciężkich treningach, na ćwiczeniu celności czy władania bronią białą, wskakiwania na budynki jak cholerna kapucynka, żebyś wciąż zachowywał się w ten sposób! – odkrzyknęła, odwracając się w jego stronę, bo sama nie mogła wytrzymać. – Robiłam to nie tylko po to, abyś nigdy więcej nie musiał mnie chronić. Nie w taki sposób, jak… jak wtedy. Ale poświęciłam całe lata, aby ochronić nie tylko siebie, ale również i ciebie! Nie rozumiesz tego?! Przez te parę minut, które tam spędziłam, zdążyłam zauważyć więcej niż ty przez całe godziny! Ta kobieta jest niebezpieczna, nie rozumiesz tego? Byłabym spokojniejsza, gdybyś ją po prostu olał. Ale nie, ty jeszcze wszedłeś w tą cholerną grę, którą tam na dole zaczęła! – Podeszła bliżej niego, stając z nim tym razem twarzą w twarz, nie mówiąc w końcu do jego pleców. Wycelowała palec wskazujący wprost w jego twarz. – Nie daruję wam tego. Ani tobie, ani jej. Tobie, tej chorej naiwności. Że sam jej się kładziesz na tacy. I jej, gdy ciebie skrzywdzi. Rozumiesz? Wiesz, że nie żartuję. NIKT nie ma prawa cię tknąć.
    Ten dług, który starała się spłacić przeżarł do końca jej umysł. Była przecież taką dziewczęcą osobą, niewinną, pełną uśmiechu. Do czasu, aż rodzice nie postanowili jej zaręczyć.
    Nigdy nie potępiała tego, że Archie, jej Archie zabił w jej obronie tego człowieka. Gdyby pozwolił na to, aby ją skrzywdził – krzywdziłby ją każdego wieczoru. Albo przez zdrady, albo przez gwałty, bo, jak twierdził – przecież mu się należy.
    Od tamtego czasu wydoroślała, zaczęła inaczej postrzegać życie. Wiedziała, że nie może polegać tylko na innych – ale przede wszystkim na sobie. I, że nie może pozwolić, aby ktoś skrzywdził jej brata. Ona również nie zawahałaby się ani na moment, aby pozbawić życia kogoś, kto próbuje go tknąć choćby palcem.
    Gdyby tylko potrafił zrozumieć, kim tak naprawdę się stała. Gdyby tylko potrafił ogarnąć jej skomplikowaną, chorą mentalność.

    Bella

    OdpowiedzUsuń