A
N A B E L L E H U X L E Y
1 8 . 0 4 . 1 8 5 7
Widzisz ją – ciemnowłosą damę
wpisującą się niemal idealnie w kanon dzisiejszego piękna. Zawsze upięte włosy,
skóra o bardzo jasnym odcieniu, dodatkowo tona jasnego pudru na twarzy, smukła
sylwetka, oczywiście mocno ściśnięta gorsetem i długa suknia. Nie zgadza się
jedynie kolor włosów – zamiast jasnych, mówiących o niewinności, zdecydowała
się już dawno na ciemne, zdradzające, iż jest silną kobietą.
Widzisz ją – i nie wiesz,
dlaczego wciąż pozostaje niezamężna. Nie jest wdową, nie ma też żadnego
narzeczonego ani partnera. O taką kobietę powinni się bić mężczyzni, a jednak
nic takiego nie następuje. Dlaczego?
Swój azyl znalazła w sklepie na
granicy Whitechapel i City of London. Chowa się wśród barwnych materiałów i
falbanek, sprzedając kobietom i zainteresowanym mężczyznom suknie, w dodatku po
bardzo atrakcyjnych cenach. W tym samym budynku znajduje się również warsztat krawiecki,
kryjący pewną pilnie strzeżoną tajemnicę.
Ale to tylko jedna z tych,
których skrywa w sobie Bella. Bo, widzisz, mój drogi, to, że kobieta ma drobne
rączki i stópki czy też jest blada nigdy nie znaczy, że nie jest zdolna do
jakiejkolwiek pracy.
FC: Dita von Tesse
Bella naprawdę nie gryzie, mimo swoich szemranych zajęć.
Więc serdecznie zapraszam do wątków!
Druga postać: Lucy Grandwels
Bella naprawdę nie gryzie, mimo swoich szemranych zajęć.
Więc serdecznie zapraszam do wątków!
Druga postać: Lucy Grandwels
Witamy serdecznie na blogu i życzymy udanej zabawy :)
OdpowiedzUsuń[Rrrany, rrrany! Wspominałaś o nowej postaci ale... Mmm! I na dodatek Dita!]
OdpowiedzUsuńR.
[A co się będę! :D Jak znalazłam wizerunek to poszłooo... Jak z płatka.
OdpowiedzUsuńHa, wątek musi być - w końcu jakby rodzeństwo nie miało wątku to by była kicha.
Zacznijmy od rodzinnej kłótni, o jakąś pierdołę. Kłótnie zawsze są spoko :)]
Archibald
Archibald siedział w fotelu obserwując nieśmiałe światła migające za oknem. Ulica żyła, wbrew pozorom całkiem barwniejszym i głośniejszym życiem niż wymagałoby się tego od tak smutnej dzielnicy. W mieszkaniu nad zakładem krawieckim było jednak bardzo, ale to bardzo cicho. Przeraźliwa martwota wypełniała pomieszczenia mrokiem.
OdpowiedzUsuńPojedyncza świeczka oświetlała twarz mężczyzny, który pogrążony był w myślach. Na jego twarzy malowało się zmartwienie, ale też i niecierpliwość. Najwidoczniej był czymś zaniepokojony, ale czym? Interesy szły całkiem nieźle, nikt póki co nie odkrył nielegalnej palarni opium skrytej za pięknym i wypełnionym cudownymi sukniami zakładem krawieckim. Palarni, gdzie nie tylko oddawano się narkotycznej przyjemności, ale także załatwiano nieakceptowane społecznie interesy. Tak... W oparach opium można było zauważyć osoby, które koniecznie chciały się kogoś pozbyć. Czy to niewiernej małżonki, uciążliwej kochanki czy partnera w interesach. Archibald nie zadawał pytań, nie interesował się tym, kto jest celem morderstwa. Po co mu to było, skoro dostawał pieniądze w terminie?
Niestety, zmartwienie tyczyło właśnie tej strefy skrytego w mroku biznesu. A dokładniej pewnej osoby, która grała znaczącą rolę w tym wszystkim.
O jego ukochaną siostrę Anabell - niezrównaną skrytobójczynię i cudowną kobietę, która nie skarży się na swój "zawód".
Archibald uniósł dłoń wyżej i rozmasował skronie, które pulsowały nieznośną migreną. Martwił się, tym razem bardziej niż powinien. Sam nie wiedział dlaczego. Powodem mogła być pora, Anabell nie pojawiała się już od dłuższego czasu. To nie było trudne zadanie, nie powinno jej tyle zejść. Huxley spoglądał na kieszonkowy zegarek, który wyciągnął z kieszeni.
Niepokojące.
Mężczyzna westchnął ciężko, wstając z fotela.
- Nic jej się nie stało. Uspokój się Archibald.
Dokładnie, to teraz mu było potrzebne - cierpliwość. To on, jako starszy o trzydzieści sekund brat, powinien emanować samokontrolą i rozwagą. Z całą pewnością pojawiło się coś niespodziewanego, co zmusiło Anabelle do przedłużenia zadania. Miał tylko nadzieję, że nie wpadła. Wtedy byłoby źle zarówno dla niej, jak i dla niego.
Huxley obrócił głowę, gdy usłyszał skrzypnięcie starych, zbutwiałych schodów prowadzących na piętro. Dźwięk na który czekał. Podszedł do drzwi podwijając rękawy starej, spłowiałej koszuli rozsupłanej przy szyi. Nacisnął klamkę.
Uśmiechnął się kącikiem ust zauważając po drugiej stronie siostrę w ubraniu młodego i prominentnego dżentelmena. Nie pasował jej kompletnie ten strój, odejmował tej naturalnej kobiecości jaką posiadała na co dzień. Sam pomysł jednak, z przebieraniem się na czas "misji", był całkiem dobry.
- Wróciłaś. Cała i zdrowa - wpuścił ją do środka i zabrał z rąk nadziak. Położył go na stole, przy świeczce i krzyżując dłonie spojrzał na siostrę - Zlecenie wykonane?
Archibald
[Kłaniam się. Czym więcej tajemnic tym lepiej, tak myślę. Jest o czym pisać, tak. Miłych wątków i dobrej kawy.]
OdpowiedzUsuńH.Fitzgerald
Archibald pokiwał głową, spoglądając na siostrę z rozbawieniem. Choć Annabele się do tego rzadko kiedy przyznawała, chyba w tej robocie lubiła tego typu przebieranki. A przynajmniej tak sądził jej rodzony brat. Patrząc na nią za każdym razem, gdy przymierzała nową suknię lub surdut przygotowując się do zadania, czuł, że bawi ją ten teatr. Wejść w skórę innego świata, choć na krótką chwilę. Później jak uderzała szara rzeczywistość - to tylko gra, a zadanie, brutalne i ciężkie, wciąż nad nią wisiało.
OdpowiedzUsuńHuxley chciał ściągnąć to brzemię z ramion własnej siostry, ale Annabele zawsze go zbywała. On również miał obowiązki, które były nie mniej "brudne" niż jej. Czasem zazdrościł kobiecie, choć dziwnie to mogło zabrzmieć, tego, że zadawała cios i zapominała. On musiał babrać się w tym jeszcze długi czas zwodząc policje i utrudniając śledztwo, by nikt nie wpadł na to, by odwiedzić skromny salon sukien i szukać tam mordercy.
- Nie przyzwyczajaj się, Bella. Jesteś w końcu damą - powiedział nie mniej czupurnie niż ona. Bella lubiła wzbudzać w nim zazdrość i Archibald nie był aż tak głupi, by tego nie zauważyć. Prowadził z siostrą małą grę, zrywając smycz, którą próbowała go obwiązać. Chciała by był zazdrosny, choć sama należała pod tym względem do niezłych diablic. Nie było dnia, by choć ułamka godziny nie poświęciła, by wypomnieć mu obecność innych kobiet w jego towarzystwie.
Oj Bella, jakbyś wiedziała, że to działa w dwie strony.
Kobieta podniosła się zmierzając do pokoju, aby przebrać się i odświeżyć, gdy nagle rozległo się pukanie. Archibald odwrócił się w kierunku drzwi gwałtownie, jakby nie spodziewał się już o tej porze nikogo więcej. Zesztywniał słysząc, kto ich nawiedził. Jego spojrzenie przeniosło się na Bellę, która stała jak wryta na środku pokoju, z niemym słowem "policja" na ustach. Wzrok starszego Huxleya był ostry niczym brzytwa, a on sam wyglądał na mocno wściekłego tą sytuacją.
Policja!? Tutaj!? Jak można być tak głupim, by...
Nie dokończył podchodząc do siostry i chwytając ją za ramiona. Potrząsnął kobietą, by się ocknęła.
- Cholera Bella! - nie zaczął rugać siostry tylko dlatego, że czas był nie na ich korzyść. Pukanie przybierało na sile podczas, gdy myśli Archibalda szalały niczym w febrze. Nie mogą wpaść inaczej czeka ich więzienie i powolna śmierć. Na taki los nie mógł sobie pozwolić.
UsuńCo tu robić!?
- Minuta! - krzyknął w stronę drzwi.
Huxley chwycił nadziak i podał go Belli, nie puszczając jej ramienia. Wiedział, że sprawia jej ból, ale nie to było istotne. Zachowała się jak głupia gęś dając się tak podejść i pozwolić policji złapać trop ich małego przedsiębiorstwa.
- Później o tym porozmawiamy, o ile będzie jakieś później - wyszeptał i pchnął ją niekulturalnie do pokoju. Spojrzał na nią poważnie, jakby to co zaraz powie miało być wykonane natychmiastowo i bez cienia sprzeciwu - Rozbierz się i schowaj wszystko pod łóżkiem. Nie ubieraj sukni i odegraj przestraszoną, zawstydzoną damę skoro nią jesteś.
Zamknął drzwi powoli, choć miał ochotę trzasnąć nimi z całej siły. Musiał się uspokoić i samemu odegrać swoją rolę po mistrzowsku. Choć ręce drżały mu z nerwów nie mógł niczego pokazać, bo plan spali na panewce, a oni wpadną. Nie tylko za morderstwo, ale za palarnię pewnie też.
Jasna cholera Bella!
Archibald odetchnął, przybierając naturalny i zmęczony wyraz twarzy. Podszedł do drzwi i otworzył je powoli, patrząc na policjantów znużonym wzrokiem.
- Dobry wieczór. Proszę - wpuścił policjantów do środka, wiedząc, że wejdą nawet jeśli im nie pozwoli. Musiał udawać współpracę - Czy mogę wiedzieć, skąd mam tę przyjemność gościć dzisiaj panów?
Huxley oparł wygodnie dłoń na biodrze z niewymuszoną nonszalancją, która niewprawnemu obserwatorowi mogła wydać się postawą człowieka dopiero co obudzonego. Archibald spojrzał dyskretnie w stronę drzwi do pokoju Belli mając nadzieję, że wykona jego polecenie szybko i bez wahania. Całe szczęście, ku ostrożności rodzeństwa, kryli wszystko, co mogło ich powiązać z morderstwami i opium na wypadek nagłej i niespodziewanej wizyty policji. Takiej jak ta.
- To dość niecodzienna pora, a ja nie chce pytać panów, by pokazali mi nakaz - powiedział obserwując rozglądających się policjantów.
Archibald
[Cześć ;) dzięki za przywitanie i przychodzę po wątek, choć nie mam na niego jeszcze pomysłu :( Może Mercy przyszłaby po nową suknię? ]
OdpowiedzUsuńMercy Meer
- Nie ukrywam niczego, nie mam powodu - odpowiedział spokojnie Archibald, nonszalancko opierając się o ścianę i obserwując pracę funkcjonariuszy. Dokładnie przeszukiwali każdy zakamarek domu, jakby ten, kogo szukają ukrył się niczym mysz za garnkiem. Nic miało nie umknąć ich czujnym oczom.
OdpowiedzUsuńTak naprawdę starszy Huxley tylko się modlił, by Bella zdążyła wszystko schować. I, by odegrała swoją rolę idealnie. Inaczej wpadną, a życie w więzieniu nie jest kolorowe. O ile w ogóle trafią do więzienia, a nie od razu na stryczek... Chciał oszczędzić bólu Belli, nawet jeśli w tym momencie był na nią cholernie wściekły.
Starał się nie stukać niecierpliwie palcami o ramię, by nie zdradzić swojego zdenerwowania. Jeden z policjantów uważnie go obserwował. Archibald również musiał grać niewinnego, bo jeśli wpadną z jednym to i jego opiumowy interes się załamie - a był zbyt ważny. Jeden głupi błąd jego siostry nie mógł odebrać mu jego rodzącego się "królestwa".
Chciał usłyszeć już w tym momencie, co kobieta ma na swoją obronę, bardzo chciał.
Podążył za policjantami, gdy ci pewnym krokiem skierowali się ku drzwiom do pokoju Anabelle. Miał nadzieję, szczerą nadzieję, że zdążyła. Przymknął oczy, jakby chcąc prosić Boga o siłę i pewną rękę, jeśli coś odkryją. Zabije ich jeśli będzie musiał - w obronie Belli. Tak jak to zrobił kiedyś i co do dzisiaj śni mu się po nocy... Nie miał wyjścia. Naprawdę.
Ucieszył się w duchu, gdy usłyszał donośny pisk siostry. Po chwili obok niego przeleciał pantofelek, trafiając w głowę policjanta stojącego przy nim. Pewnie zaraz poleciałby drugi, gdyby funkcjonariusz nie zamknął drzwi, zza których dalej dało się słyszeć pisk.
Huxley przybrał najbardziej zawiedziony wyraz twarzy jaki mógł. W jego oczach igrał jednak gniew, gdy skrzyżował ręce na piersi i spojrzał na policjantów.
- Bardzo panów przepraszam, ale tego już za wiele! - powiedział surowo i ostro. W końcu chodziło tu o godność jego siostry! Nawet jeśli wszystko było tylko dobrze zagranym przedstawieniem - Nie będę tolerował takiego zachowania w tym domu, nawet jeśli są panowie przedstawicielami władzy. Uwłaszczyliście panowie godności mojej siostry, a na to nie mogę pozwolić. Proszę, niczego nie ukrywamy, ale wątpię, by teraz był najlepszy moment na przeszukiwanie pokoju, gdy jest roztrzęsiona państwa... Wulgarnym najściem.
Archibald stanął między drzwiami do pokoju siostry, a policjantami, którzy nadal nie mogli dojść do siebie. Najwyraźniej Bella bardzo dobrze zagrała uległą damę, pokazując im swoje naturalne wdzięki. Mężczyzna zaklął pod nosem - tak nie powinno być, ale nie widział w tym momencie innego wyjścia. Wszystko zdarzyło się za szybko.
- Bardzo proszę panów, wróćcie, gdy się uspokoi - poprosił stanowczo, choć nie powinien w tym momencie utrudniać pracy policjantom. Miał jednak nadzieje, że to łykną po tym, co zobaczyli. Choć Bella była diablicą w ludzkiej skórze, jej wygląd mógł onieśmielić każdego.
Zwłaszcza takich knypków jak ci dwaj funkcjonariusze.
Archibald przeniósł wzrok na drzwi.
- Proszę - powtórzył raz jeszcze.
Policjanci spojrzeli na siebie, po czym cofnęli się w stronę drzwi. Powtórzyli, że wrócą tutaj jutro z samego rana, gdy panna Huxley dojdzie do siebie. Archibald pokiwał głową i podziękował za zrozumienie. Gdy zamknął drzwi wejściowe na klucz, oparł głowę o ciemne drewno.
- Jasna cholera... - powiedział do siebie i poszedł do skromnej kuchni. Otworzył szafkę i wyciągnął z niej butelkę z ciemnego szkła. Odkorkował ją szybkim ruchem i upił mocnego łyka.
Było blisko. Zbyt blisko.
Upił jeszcze raz i jeszcze raz...
Archibald
Archibald skrzywił się i spojrzał na butelkę, którą trzymał w ręku. Obiecał Belli, że nie będzie pił – bardzo tego nie lubiła. Nie potrafił jednak, gdy spotykały ich jakieś problemy. W taki sposób mógł się od tego wszystkiego odciąć choć na chwilę. Kiedy zaczął pić? Chyba od tej cholernej ucieczki z Crowley kilka lat temu…
OdpowiedzUsuńNie zareagował, gdy usłyszał cichutkie pukanie w drewno framugi. Wiedział, że Bella przyjdzie. Nie należała do dam, które chowają się w kącie i czekają aż wszystko się uspokoi - jego siostra była małym jadowitym wężem, który hardo spoglądał w oczy problemom. Nawet jeśli spaść miały na nią wszystkie konsekwencje.
Jej słodkie minki i trzepotanie rzęsami już na niego nie działały. Bella wiedziała o tym doskonale i nawet nie podejmowała słabiutkich prób, by to zmienić. Owszem, uważał, że gdy jest milutka i słodka jest nad wyraz piękna, ale… Nieważne. Nie lubił, gdy próbowała go tym przekupić, jakby był byle gówniarzem.
Poczuł jej dłoń na swoim ramieniu, gdy próbowała powstrzymać go przed wypiciem kolejnej porcji alkoholu. Spojrzał na jej rękę, mrużąc lekko oczy, ale nic nie powiedział. Spojrzała mu prosto w oczy, hardo i twardo, ale czuł od niej, że jest jej przykro.
Powinno, zrobiła błąd – głupi, idiotyczny błąd, który mógł pogrążyć ich wszystkich.
Postawił butelkę i oparł się o blat. Suche drewno zatrzeszczało pod jego ciężarem, a Bella nadal próbowała się bronić. Coś zakłuło go w sercu, gdy powiedziała „uderz mnie, jeśli to ci pomoże”. Co miałby zrobić?
Starszy Huxley odwrócił się do Belli i objął jej delikatną, białą twarz swoimi spracowanymi, zabliźnionymi dłońmi. Oparł czoło o jej czoło, choć wiedział, że śmierdzi alkoholem. Jego oddech był ciepły i płytki, jakby starał się nie naruszyć swojej ukochanej siostry, która była dla niego jak ze szkła.
- Nigdy bym cię nie uderzył Bella. Wszystkich, ale nigdy ciebie. Jak możesz nawet mówić coś takiego? – powiedział, patrząc jej w oczy. Przybliżył się do niej, zaciskając mocniej palce na jej policzkach – Nie rozumiem jednak, co się stało. Wytłumacz mi, co się stało!?
Podniósł odrobinę głos, ale zaraz jednak skrzywił się niepewnie. Nie chciał na nią krzyczeć, choć z całą pewnością na to zasługiwała. Nie potrafił jednak. Nie mściłby się nawet, gdyby wbiła mu nóż w serce – jest w końcu jego ukochaną siostrzyczką.
I będzie ją kochał, nawet jeśli go zostawi.
Boże… Kiedy się do siebie tak zbliżyli?
- Martwiłem się o ciebie Bella – przytulił ją, niemalże miażdżąc w swoim uścisku – Nie mieliby litości. Chciałem ich zabić, gdyby tylko coś odkryli. Bylebyś tylko nie trafiła do więzienia.
Nie wie jakby się po tym pozbierał. Nawet wtedy, w Crowley, nie potrafił przełknąć tego przez długie tygodnie. Choć był buńczucznym i twardym mężczyzną nie był przyzwyczajony do… Odbierania komuś życia.
Zrobiłby to jednak ponownie – dla niej.
Archibald odsunął się od Belli, głaszcząc ją po policzku.
- Co się tam stało Bella? Dlaczego cię znaleźli?
Archibald
Bella odwróciła się do niego, a on nerwowo zacisnął palce na blacie stołu. Tak mocno, że aż pobielały mu kłykcie. Słuchał jej, ale nie potrafił uwierzyć.
OdpowiedzUsuńTo nie była JEGO Bella. Jego Bella nie zachowywała się tak nieroztropnie. Choć to on był starszy o tę minutę to niejednokrotnie właśnie siostra wykazywała się większą rozwagą i roztropnością. Kochał to w niej i szanował.
Tutaj? Zachowała się jak zwykła szczylówa, którą nie była. Co ją mogło tak sprowokować i roztroić?
Archibald chwycił butelkę i obracał ja w dłoniach.
- Nigdy się tak nie zachowywałaś Bella. Nigdy nie mieszałaś życia zawodowego z prywatnym i...
Huxley uniósł wzrok i spojrzał na siostrę. Na jej kształtne plecy osłonięte materiałem koszuli. Drżała. Ale naprowadziła go na trop, co się stało.
Naprawdę Bella!? Naraziłaś nasze życie tylko dlatego!?
Archibald zrzucił butelkę z blatu, a ta rozbiła się na tysiąc kawałków. Resztki trunku zniknęły między deskami.
- Do kurwy nędzy Bella, o to poszło!? - krzyknął, uderzając pięścią w stare drewno. Podszedł kilka kroków ku kobiecie, a szkło trzeszczało pod obcasami skórzanych butów. Wyciągnął rękę, by chwycić siostrę, ale w porę się powstrzymał. Obrócił się gwałtownie i przeczesał ręką włosy, starając się uspokoić. Nie wypił dużo, ale czuł, że traci hamulce, a tego nie chciał.
- O nią ci chodzi... - wymamrotał, odwracając się ku Belli. Patrzył na nią z oczekiwaniem, niedbale opierając się o parapet okna - Ryzykowałaś nasze życie tylko dlatego, że dzisiaj w palarni koło mnie kręciła się jakaś kobieta!? Kurwa, Bella... Nie jesteś dzieckiem!
Archibald odetchnął, spoglądając na deszcz bębniący o szybę.
- Zdajesz sobie sprawę, że to mógł być nasz koniec?
Archibald