35 lat | Lalkarz
Nie jest łatwo być lalkarzem w East End, nawet jeśli posiada się sklep tylko na jego obejściach. Nicholas Moynahan jednak docenia możliwość pracy w takim, a nie innym środowisku, choć nie ma ono zbyt dobrej sławy biorąc pod uwagę ostatnie wiadomości.
Pan Moynahan to prawdziwy dżentelmen i nie kryje się z tym, zwłaszcza w kontaktach z innymi ludźmi. Wysublimowana i niewymuszona elegancja, na swój sposób swobodnie kreowana, to jego znak rozpoznawczy, który widać zwłaszcza w tworzonych dziełach. Sklep "Niezwykłe lalki Moynahana" wypełniony jest po brzegi cudeńkami jakich nie widać nawet w bogatszych dzielnicach. Delikatne porcelanowe laleczki, kokietki z wosku, drewniane lalki na modłę japońską, skromne szmacianki czy modnisie w stylu "bisque dolls" - wszystko to dzieła pracy utalentowanych rąk Nicholasa. Mężczyzna rozwija cały czas swoja sztukę, traktując ją jak coś niesamowicie ważnego w swoim życiu.
W kreatywnym umyśle i sercu lalkarza pojawia się coraz częściej pewne pragnienie. Pragnienie, które zaważa znacznie na jego pracy i celu do jakiego prowadzi całe lalkarskie przedsięwzięcie. Marzenie wysunięcia się ponad wszystkich artystów, podyktowane dość specyficznymi pytaniami...
Nad wyraz szczegółowe szkice twierdzą, że zagadka ta jest bliżej rozwiązania niż się na początku wydaje. Niestety, wymaga czegoś, co nie da się zdobyć w sposób akceptowany przez społeczeństwo.
Czymże jednak jest człowiek bez marzeń, nawet tak karykaturalnych? Pustą skorupą bez życia.
Pan Moynahan to prawdziwy dżentelmen i nie kryje się z tym, zwłaszcza w kontaktach z innymi ludźmi. Wysublimowana i niewymuszona elegancja, na swój sposób swobodnie kreowana, to jego znak rozpoznawczy, który widać zwłaszcza w tworzonych dziełach. Sklep "Niezwykłe lalki Moynahana" wypełniony jest po brzegi cudeńkami jakich nie widać nawet w bogatszych dzielnicach. Delikatne porcelanowe laleczki, kokietki z wosku, drewniane lalki na modłę japońską, skromne szmacianki czy modnisie w stylu "bisque dolls" - wszystko to dzieła pracy utalentowanych rąk Nicholasa. Mężczyzna rozwija cały czas swoja sztukę, traktując ją jak coś niesamowicie ważnego w swoim życiu.
W kreatywnym umyśle i sercu lalkarza pojawia się coraz częściej pewne pragnienie. Pragnienie, które zaważa znacznie na jego pracy i celu do jakiego prowadzi całe lalkarskie przedsięwzięcie. Marzenie wysunięcia się ponad wszystkich artystów, podyktowane dość specyficznymi pytaniami...
Czy da się stworzyć lalkę idealną? Doskonałe odwzorowanie żywej, prawdziwej osoby?
Nad wyraz szczegółowe szkice twierdzą, że zagadka ta jest bliżej rozwiązania niż się na początku wydaje. Niestety, wymaga czegoś, co nie da się zdobyć w sposób akceptowany przez społeczeństwo.
Czymże jednak jest człowiek bez marzeń, nawet tak karykaturalnych? Pustą skorupą bez życia.
Niemalże naukowa natura Nicholasa Moynahana nie pozwala mu stać w miejscu i tylko przyglądać się upływającemu życiu.
________
Witam serdecznie i zapraszam do wątków z Nicholasem :)
Wizerunek: wspaniały Anthony Misiano jako genialny Nikola Tesla (American Genius)
Cytat w tytule: Bindi Irwin
Obrazek drugi się zmienia.
Witamy serdecznie na blogu i życzymy udanej zabawy! :)
OdpowiedzUsuńWasza Wysokość jest aż nadto łaskawa w stosunku do tak skromnej osoby. Dziękuję :)
Usuń[ Witam na blogu. Życzę dużo weny i wątków. No i zapraszam do siebie :D ]
OdpowiedzUsuńElizabeth
[Ja również witam. :D Bardzo ciekawy pan Ci wyszedł! Zapraszam do siebie, jeżeli tylko jest chęć :3]
OdpowiedzUsuńLucy
[Brr, nie lubię lalek, dla mnie większość z nich jest przerażająca. A wszystko przez horrory!
OdpowiedzUsuńWitam bardzo serdecznie, życzę miłej zabawy i zapraszam do siebie, najlepiej z jakimś pomysłem, bo z tymi u mnie ostatnio krucho :)]
Carina
[Lalki? A Nicholas umie robić laleczki wudu? Jeśli tak, jestem w stanie wymyślić ciekawy wątek z odrobiną szamańskiej magi. Z tego co słyszałam, do wykonania lalek używa się prawdziwych włosów. A skoro Aaron pracuje tam gdzie pracuje, może podrzuciłby kilka pukli różnobarwnych włosów. Wiesz, jako patolog i w dodatku kontrowersyjny mógłby przemycić to czy tamto. To jak? Zgadzasz się na pełnię przygód z prawdziwe krwawymi włosami dla sklepowych lalek? Kto wie - może wtedy uda ci się zrobić doskonałą lalkę.
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie i od razu informuje, co ci przyjdzie do głowy - pisz! Może wyjdzie coś ciekawego z kulturalnego mężczyzny i faceta wyrażającego uczucia za pomocą brwi.
A tak na boku: Dobry wieczór!]
Aaron
[Mówiąc szczerze, Carina nie jest jakoś bardzo niezadowolona, że znowu jest prostytutką. Wiadomo, że nie cieszy się z tego powodu, ale dopóki klienci są mili, a ona zarabia dzięki nim trochę pieniędzy, nie marudzi. Chociaż owszem, może się na coś/kogoś zdenerwować i przez to byłaby trochę oschła dla swojego nowego klienta, którym byłby Nicholas :) Chociaż zapewne szybko by jej przeszło, gdyby okazało się, że Moynahan nie chce jej wykorzystać jej ciała i odejść, tylko ma nieco inny pomysł :) Mam zacząć?]
OdpowiedzUsuńCarina
[ Szczerze mówiąc? Sama nie wiem. Ostatnio miałam obsesję na punkcie takiej jednej piosenki, że "I or You" wzięłam stamtąd. I też zastanawiałam się nad "me" no ale skoro pisała to anglojęzyczna osoba, nie będę się spierać.
OdpowiedzUsuńPrimrose, powiadasz? Dobrze. Mi to pasuje, jest jeszcze lepiej niż sama mogłabym wymyślić. Zaproszenie lalkarza na sekcje zwłok. Dziewczyno ty to masz fantazję! Oczywiście Aaron z chęcią rzuci zawoalowanym zaproszeniem. Ale chyba po pierwszej rozmowie, nie zaprosi Nicholasa do kostnicy. Wpierw wybada czy nie zemdleje na widok martwych ciał. Bo tylko na nich są najpiękniejsze włosy. To zostajemy przy scenariuszu w domu publicznym Primrose?]
Aaron
Starała się nie narzekać na swój los. Przynajmniej nie za często. Zawsze mogła skończyć gorzej — gdzieś na ulicy, żebrząc o trochę pieniędzy. Tymczasem w domu publicznym miała zapewniony pokój, nowe ubrania, jedzenie i parę monet na swoje własne wydatki. Dom publiczny Primrose był zdecydowanie zadbanym miejscem, a co za tym idzie — dość drogim. Mimo to, klientów było sporo, a każdy miał swoje własne fantazje. Carina zazwyczaj nie miała problemów, aby je spełnić, aczkolwiek miała pewne granice i nie lubiła jak ktoś chciał je nagiąć. Potrafiła się wtedy bardzo mocno zezłościć i wyrzucić takiego delikwenta z pokoju, nie patrząc na to czy ma na sobie już spodnie czy jeszcze nie. Na szczęście, nie była karana za takie zachowanie, choć wiedziała, że właściciel nie był w takich chwilach zadowolony, gdyż najczęściej tracił wtedy klienta. Carina jednak nie zamierzała pozwolić komuś, aby traktował ją jak zwierzę, z którym można robić co się chce. Miała w końcu swoją godność.
OdpowiedzUsuńDzisiejszego dnia ponownie trafiła na takiego klienta, który najwidoczniej nie wiedział co wypada, a co nie. Wyrzuciła więc go z pokoju, przeklinając pod nosem w swoim ojczystym języku, po czym trzasnęła mu drzwiami przed nosem. Musiało minąć piętnaście minut zanim się uspokoiła, co nie oznaczało, że nie była już zła. Wiedziała jednak, że musi wyjść, gdyż następni klienci czekali.
Schodząc na dół, poprawiła na szybko swoje długie, brązowe włosy. Musiała w końcu ładnie wyglądać, gdyż przychodzący tutaj mężczyźni zwracali uwagę jedynie na wygląd i to śliczna buzia oraz seksowne kształty przyciągały ich wzrok. Wszakże to nie prostytutka wybierała klienta, a klient prostytutkę, niestety. Bardzo często musiała zaspokajać brzydkich i grubych staruchów, których inne kobiety już nie chciały, więc musieli szukać uciech gdzie indziej. Rzadko w domu publicznym pojawiali się młodzi i przystojni mężczyźni, gdyż ci nie musieli szukać chętnych dziewcząt, same do nich przychodziły.
Będąc na dole, przycupnęła na jednym z foteli i założyła nogę na nogę z niezbyt zadowoloną miną. Czekała na swojego następnego klienta, kątem obserwowała burdelmamę, która pilnowała wszystkich dziewcząt i doglądała całego dobytku pod nieobecność właściciela.
Carina
[ Jest coś przerażającego w lalkach, przerażającego na tyle, że znaleźć się z nimi sam na sam w sklepie gdzie ich pełno, jest heroicznym wyczynem. Kogo w dzieciństwie nie prześladowała laleczka Chucky? :D
OdpowiedzUsuńWitam serdecznie i biorąc pod uwagę to, co wspomniałam, tym bardziej podziwiam Nicholasa za miłość do swoich wytworów i marzenia z nimi związane.]
W.W
[ Moja mama kolekcjonowała lalki, dlatego teraz mam potworny uraz. W porcelanowych lalkach jest coś niepokojącego, ale sam nie wiem co. Być inspiracją to najlepszy komplement. Na wątek chętnie się skuszę :) ]
OdpowiedzUsuńCharles S. Lloyd
[Markiz de Sade! Toż to komplement życia. Kto wie, czy Harvey nie ma w głowie paru sadystycznych rzeczy... Dziękuję za przywitanie, również i ode mnie ciepłe dzień dobry! Wątek z pewnością, bo postać pana Nicholasa jest bardzo frapująca. Postaram się wpaść na jakąś błyskotliwą relację w ciągu kilku dni.]
OdpowiedzUsuńH. Fitzgerald
[ Znać się mogą — jak najbardziej! Doszły mnie również słuchy, że pan Moynahan w naszej drogiej kelnerce wypatruje swojej muzy, także to byłoby dobre coś, żeby ten wątek wprowadzić w żywszy ton.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że każdy dom publiczny, choć nie miałam przyjemności do żadnego zaglądnąć, ma w swojej ofercie specjalny pokój. Jeżeli nie ma, nic straconego, w Primrose takowy na pewno się pojawi. Oczywiście znajdzie się w nim miejsce na nietypowe rzeczy, w tym lalki, a przy okazji jest świetnym miejscem do odbycia poważniejszej rozmowy. Oczywiście utrzymanej w na pozór przyjacielskiej nucie. :D]
William
[Jeżeli pozwolisz, zacznę pierwsza. Ale z całą pewnością nie dzisiaj. Spodziewaj się niespodziewanego około 16. Napewno Aaron zaskoczy w pozytywny sposób Nicholasa]
OdpowiedzUsuńAaron
[ Podoba mi się pomysł tego pościgu, ale wiązałoby się to z tym, że nasze postacie nie miałyby ze sobą kontaktu, a ja lubię jak ten kontakt jednak jest, więc może zrobimy tak, że Nicholas już jest tym klientem. Pasuje Ci taki przeskok? Jeśli tak, to może ulitujesz się nad biednym studentem biologii, który musi uczyć się na jutrzejsze kolokwium? :) ]
OdpowiedzUsuńCharles S. Lloyd
[ Dziękuje za taką wyrozumiałość. Życzyłabym dobrej nocy, ale sama nie idę spać - bo uczyć się trzeba - więc jedyne co powiem to : stokrotne dzięki. ]
OdpowiedzUsuńAaron
[ Powodzenia w nauce ekonomii, mam nadzieję, że nie sprawia ci kłopotów. ]
OdpowiedzUsuńA.I.Black
[Tak btw. ładny Tesla!
OdpowiedzUsuńPostanowiłam wzbogacić na cele naszej fabuły Fitzgeralda o rodzinę. Siostrzenica! Punkt zaczepny. A lalka to przecież idealny prezent dla dzieciaka. Mógłby wejść do sklepu z lub bez dziecka. Wszystko wyszłoby w fabule.]
H.
[Witam serdecznie. Bardzo fajnie napisana karta i idealnie dobrany wizerunek. Postać naprawdę niebanalna i intrygująca. Jeśli masz chęć to zapraszam do siebie na jakiś wątek. :)]
OdpowiedzUsuńFrederick Abberline
[No świetnie! W takim razie będę czekała na pierwszy "post"!]
OdpowiedzUsuńH.
Barman, kawał dość silnego chłopa, ale uprzejmego i o dobrym sercu, marudził jej od rana, że trzeba wyjść na targ, bo kucharzowi się drób kończy. Lucy bardzo się ociągała, bo nie miała ochoty w ogóle wychodzić na ten chłód, jesień w Anglii była w końcu bardzo nieprzyjemna i nad wyraz deszczowa, szczególnie, gdy nie wiedziało się, kiedy nagle lunie deszcz, czy te chmury w ogóle mogą go przynieść.
OdpowiedzUsuńWhitechapel na całe szczęście nie było aż tak duże, więc po piętnastu minutach spaceru doszła do targowiska Spitalfields, szukając odpowiedniego straganu z mięsem. Zaczęła się zastanawiać czy nie będzie potrzeba czegoś więcej, żeby nie musiała jeszcze tego samego dnia robić kolejnej pielgrzymki w to samo miejsce.
Kupiła drób, tak jak polecił jej barman, ale prócz tego jeszcze przez dłuższą chwilę chodziła między straganami i rozglądała się. Nie wiedziała kompletnie, czego im brakuje w kuchni. Owoce raczej nie schodzą. Alkohol jest dowożony, więc sama niczego kupować ani zamawiać nie musi. Warzywa – powinny być. Mąka na pewno też jest. Może jakieś przyprawy? Curry na przykład? Podobno sama królowa uwielbia curry.
Wzięła więc ją oraz kilka świeżych ziół, które mogą urozmaicić smak potraw serwowanych w gospodzie (sama by chętnie zjadała coś naprawdę smacznego, nie przeciętnej jakości potrawy, byleby tylko napełnić swój żołądek) i zawróciła.
Przez całą drogę towarzyszyło jej dość dziwne uczucie. Pewnie właśnie dlatego przyspieszyła kroku, gdy weszła w węższą alejkę, żałując, że nie ma przy sobie kogoś, komu na niej naprawdę zależy. Mógłby ją chociaż obronić, w razie jakiejś napaści. Odetchnęła z ulgą, gdy weszła tylnymi drzwiami i postawiła kucharzowi wiklinowy koszyczek na stole, po czym przemknęła i weszła na piętro do pokoju, żeby tylko zrzucić z siebie kurtkę, aby następnie z powrotem znaleźć się na dole i już roznosić zamówienia gościom.
Lucy
[ W odpowiedzi na te pytania warto rozszerzyć z mojej strony temat Lucy, żeby klarowniej szło nam pisanie.
OdpowiedzUsuńWięc po pierwsze, łączy ich wspólna przeszłość i zważywszy na nią, choć teraz ich stosunki są raczej oziębłe, William o nią dba. Może nie stoi nad nią dwadzieścia cztery na dwadzieścia cztery, bo nie ma na to czasu, aczkolwiek prześwietla wszystkie osoby, z którymi ma styczność dłużej, niż wymaga tego przyzwoitość.
Po drugie, plotki! East End jak najbardziej plotkuje! :D Do Williama mogły dojść słuchy o zainteresowaniu lalkarza pewną kelnerką, a ze względu na to, że odbiera Nicholasa jako człowieka dziwacznego (wybacz, to już ten mój strach przed lalkami), cofamy się do punktu pierwszego. Chciałby przekonać się na własnej skórze, kto kręci się dookoła, co zdecydowanie ułatwia nam bywanie N. w domu publicznym. Wilde nieczęsto kontaktuje się z gości — ach, to nicnierobienie na wysokim stołku — więc przez kogoś mógł złożyć zamówienie na lalki i ta ich rozmowa będzie pierwszym spotkaniem, bo tak chyba będzie ciekawiej.
Wydaje mi się, że najodpowiedniejszy będzie Primrose, Nicholasowi może wydawać się, że idzie dogadać się o szczegóły z jakimś niewiele znaczącym kimś, kto zajmuje się sprawami, które W. ma w głębokim poważaniu, a tu niespodzianka, pan Wilde we własnej osobie.]
W.W
[Dziękuję za pochwalenie karty Aarona, bardzo mi miło z tego powodu. :-) Wiesz, starałam się w tekst wpleć wszystko, co dręczyło postać Kośmińskiego. Widzę, że mi się to udało. :D
OdpowiedzUsuńNicholas mnie urzekł. Naprawdę. Prosty dżentelmen, z ciekawym zawodem i charakterem. A i plus za kartę oraz wizerunek! Tekst jest konkretny, dobrze się go czyta, że aż miło.]
Aaron K.
Pochmurny dzień od samego rana zwiastował wielką ulewę, ale jak zwykle Aaron zbagatelizował poranną prognozę pogody i wybrał się z domu bez parasola. Toteż teraz, gdy zmierzał w kierunku Domu Publicznego, przeklinał swoją głupotę. Jak nie mógł chociaż kupić jakiegoś parasola w u Vladimira? Przynajmniej teraz nie mókłby jak pies.
OdpowiedzUsuńIdąc spokojnym krokiem, mimo przemożnej chęci biegu do suchego miejsca, Aaron zastanawiał się nad dziwnym zaproszeniem, jakie otrzymał od Dr. Matthewsa. Co prawda lubił przychodzić na seanse linkantropiczne, jednak nie spodziewał się zastać zaproszenia od dawno niewidzianego profesora. Najwyraźniej profesor coś chciał, a Izaak nie potrafił odmówić starszemu człowiekowi. Miał do niego stanowczo zbyt sentyment.
Nagły chlust otrzeźwił jego myśli. Jakaś pochrzaniona kobieta wylała na niego wiadro szczyn! Tego już było za wiele. Aaron już poważnie zdenerwowany pokonał drogę w szybkim biegu, nie przejmując się szczypaniem w gardle, spoconym ciałem i rozwiązanymi połami płaszcza.
Black mógł podejrzewać, że wygląda co najmniej żałośnie.
Kiedy zobaczył duży szyld, uśmiechnął się drapieżnie i zanim dopadł drzwi, przeczesał mokre włosy palcami. Wchodząc do ciepłego pomieszczenia, z przyjemnością zarejestrował dawno nie odwiedzane miejsce. Obrazy nadal przedstawiały sprośne sceny lub roznegliżowane kobiety, burdelmama nadal miała zbyt mocny makijaż, a młode dziewczyny owijały się niczym pszczółki wokół zblazowanych dżentelmenów.
Black zauważył jedno wolne miejsce. Ruszył w tamtym kierunku, a gdy zamierzał usiąść zauważył czytającego mężczyznę.
- Czy mogę się przysiąść? - zapytał uprzejmie, modląc się o to by towarzysz był normalnym kolesiem, a nie jakimś tam gogusiem. Tylko tego mu teraz brakowało.
Zanim usłyszał odpowiedź, kiwnął burdelmamie ręką, pokazując gestem, kogo sobie życzy na dzisiejszą noc. Mamuśka pojęła to w lot, bo już po chwili nachylała się do jakiegoś chłopca.
Izaak ponownie spojrzał na towarzysza oczekując odpowiedzi
Aaron
[I tu przyznam Ci rację, gdzie go najbardziej polubiłaś? Bo ja w filmiku "Domino & Deadpool vs Harley & Joker".
OdpowiedzUsuńJa jestem za wątkiem. Aaronowi przydałoby się zgarnąć trochę pieniędzy. :D
Chcesz zacząć, a może ja mam to zrobić? Uprzedzam jednak, że brak mi jak na razie "chęci" do pisania. :/]
Aaron K.
Seanse spirytystyczne były ulubionym zajęciem Charlesa. Wolał je nawet od przepowiadania ludziom przyszłości i mówienia co mają zrobić aby odzyskać utracone szczęście. W swoim oszustwie doszukiwał się pewnego rodzaju magii i artyzmu. Widział w tym sztukę i przedstawienie, któremu daleko było do sposobu wyłudzania pieniędzy, na których zresztą najbardziej mu zależało. Przed seansem zawsze dokładnie sprawdzał każdą linkę i nawet najmniejszy mechanizm. Nie chciał aby wszystko się wydało, bo to pogrzebałoby renomę i możliwości zysku dla całego cyrku, nie tylko jego osoby. Gdy już miał pewność, że wszystko jest w jak najlepszym porządku zaczął przygotowywać siebie. Nie wierzył w duchy ani fantastyczne istoty. Doskonale wiedział, że są one wytworem wyobraźni i metaforą ludzkich lęków, z którymi nie potrafiono sobie poradzić. Prawdziwymi potworami byli ludzie. To oni byli tymi demonami, których nie chciałoby się spotkać na swojej drodze, jednakże kontakt ten był tak bardzo pociągający.
OdpowiedzUsuńGdy był już gotowy, to cierpliwie oczekiwał aż jego namiot zapełni się gapiami, którzy z chęcią mu zapłacą, tylko po to aby doświadczyć czegoś, czego ich rozum nie będzie mógł pojąć. Usiadł na stołku i w tym momencie wszystkie świece zgasły. Zapanował mrok, podczas którego każdy miał zająć swoje miejsce. Lloyd zapalił jedną ze świec, której światło oświetliło twarze zgromadzonych przy stoliku. Nie było wiele osób, bo namiot chłopaka nie był w stanie zmieścić więcej niż cztery osoby. Charles siedział między dwiema kobietami, z których jedna, dużo starsza do drugiej, zapewne przyszła po to by przeżyć w swoim życiu jeszcze jedno ekscytujące wydarzenie, druga zapewne była prostytutką. Na przeciwko chłopaka siedział starszy od niego mężczyzna. Podobał mu się taki skład, bo kobiety uwierzą we wszystko co im sprzeda, a mężczyzna nie będzie miał mocy przebicia, jeśli odkryje podstęp. Chłopak nakazał wszystkich chwycić się wzajemnie za dłonie i rozpoczął seans. Początkowo wszystko szło po jego myśli. Naczynia trzęsły się w odpowiednim momencie, namiot dygotał tak, jakby na zewnątrz szalała potworna burza, coś się przewracało, coś latało w powietrzu i spadało z hukiem na ziemię. W pewnej chwili oczy chłopaka wywróciły się tak, że spod powiek widać było same białka. Zwrócił się do prostytutki i powiedział jej o tym, że jej dni są policzone i żeby korzystała z życia póki jeszcze może, czym sprawił że do jej oczu napłynęły łzy. Na starszą kobietę nie musiał patrzeć by wiedzieć, że jest przestraszona, jednak wspomniał tylko, że jej mąż nadal ją kocha pomimo wielu lat po śmierci. Na koniec zostawił sobie mężczyznę. Mruknął coś pod nosem, lecz chyba tylko on to słyszał. Po tym zakończył swój seans. Wszyscy wstali, jednak on szybkim ruchem chwycił mężczyzną za dłoń, którą przyciągnął ku sobie i odwrócił w taki sposób, by spojrzeć na jej wierzch.
– Ma pan niezwykle długą linię życia – mruknął po chwili, która nawet jemu zaczynała się wydawać lekko niezręczna – Życie jest jak porcelana, odpowiednio pielęgnowane przetrwa długo, ale wystarczy niewłaściwy ruch i wszystko nad czym się pracowało, ulegnie zniszczeniu. Zna się pan na porcelanie. Jest pan artystą, nie mylę się, prawda? – zapytał, a w namiocie ponownie zaczęły migać lekkie płomienie świec.
Charles S. Lloyd
[U Aarona to dobre rozwiązanie, może zaproponowałby w trakcie strzyżenia ofertę Nicholas?]
OdpowiedzUsuńAaron K.
[Abberline to wspaniała postać, ale niestety nie bardzo mogłem się rozpisać by nie zaspoilerować przyszłych wydarzeń. Za to miło mi, że Frederick Cię zainteresował.
OdpowiedzUsuńJak czytałem Twoją kartę to miałem wstępny zarys pomysłu na takie dwa w jednym - panowie spotkaliby się przy okazji śledztwa dotyczącego Rozpruwacza. Takie rutynowe przesłuchanie i tak dalej. A przy okazji wyszłoby na jaw coś więcej. I tutaj dwie opcje - albo powiązanie Nicholasa z jakąś wcześniejszą sprawą (którą mógł się kilka lat wcześniej zajmować Abberline) albo z jakimś nierozwiązanym incydentem, w którym nie udało się nigdy nawet ustalić podejrzanego. Śledztwo mogłoby wtedy ciekawie pójść w innym kierunku, a cała sprawa Rozpruwacza mogłaby być traktowana jako pretekst w dotarciu do prawdy. Co o tym myślisz?]
Frederick Abberline
[Nie martw się, u mnie nie ma się co spieszyć. ;)]
OdpowiedzUsuńAaron K.
Robienie czegoś w pośpiechu nie wychodzi na dobre. :D
UsuńU Fitzgeralda to nie było takie proste – przeciętny pisarz nie powiedziałby, że ten człowiek od tak, z natury nie lubił dzieci. Bo to było zbyt uogólniające, zbyt przeciętne. Mężczyzna ten długi czas próbował jakkolwiek odnieść się do małych kreatur okupujących parki, co drugie mieszkanie i większość ulic. Dopiero narodziny jego córki pozwoliły na wyklarowanie się emocji dotąd uważanych za mityczne i nierealne. Wpierw delikatne ciepło w szybciej bijącym sercu, później szczere uściski, następnie już mimowolny, rodzinny uśmiech. Harvey nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo pokochał to małe stworzenie, które zdawało się odkrywać nieznane mu dotąd obszary. Jednak wznosząc Riley ponad przeciętne dziecko, utwierdzał się w przekonaniu, że reszta niemowlaków, te mimowolne miniatury dorosłych ludzi, stanowiły jedynie ozdobę dla różnorodności świata.
OdpowiedzUsuńRiley miała cztery lata, gdy ojciec stopniowo zaczął się od niej oddalać. Naturalnie kochał ją nadal, ale była to miłość przyzwyczajona, wyuczona. Dzielona na pół z matką, Isabelle. Nic więc dziwnego, że starał się na nowo odkopać zgubione gdzieś po drodze uczucie. Jednak trudno było znaleźć cokolwiek w obrębie własnego egocentryzmu. To tak jak szukanie przedmiotów obcej osoby jedynie w swoim gabinecie.
– Dzień dobry – powiedział i pewnym ruchem przekroczył próg nieznanego mu dotąd sklepu. Ten należał do ostatnich, w jakich kiedykolwiek przyszłoby mu się pojawić, aczkolwiek obecnie wymagano od mężczyzny pewnej kultury rodzicielskiej, a i związanych z nią zachowań. Bowiem do szarej nogawki spodni Fitzgeralda uczepiona była niska, całkiem niepozorna postać dziewczynki. Z pozoru nieśmiała, lecz po chwili rozochocona zapachem zabawy i uśmiechem świeżo pomalowanych lalek, oderwała się od ojca z dziecinną werwą.
Uśmiechnął się niezręcznie, kiwając delikatnie głową w kierunku sprzedawcy. Nim złapał z nim kontakt wzrokowy, zdążył przyjrzeć się postaci Lalkarza. Zdecydowanie na pierwszy plan wysunęły się dłonie, które (zważywszy na wykonywaną przez niego pracę?) mimowolnie poruszały się z gracją i wyuczoną precyzją. A zdążył jedynie przewrócić jeden arkusz zmiętego papieru.
– Chyba w tym miejscu nie będzie niczym nadzwyczajnym prośba o znalezienie idealnej lalki dla tej młodej damy? – zaczął miło. Urywając kontakt wzrokowy ze sprzedawcą, skierował się w stronę jednej z lalek i dotknął delikatnie jej porcelanowego policzka.
– Jest pan podobno geniuszem w swoim fachu, panie Moynahan – dodał. – A Riley nie zachwyci się byle przeciętnością.
[Jest bardzo w porządku! I długość dla mnie jak najbardziej okej. W sesji trzeba zachować umiar. A teraz wracam do filozofii, meh.]
H. Fitzgerald
Poczuła się bezpieczniej, gdy tylko przekroczyła próg gospody. Była tutaj co najmniej jedna osoba, a druga w dodatku z nożami kuchennymi, która stanęłaby w jej obronie w razie potrzeby. Dlatego tak rzadko opuszczała ten budynek i dlatego z pewnością jeszcze nic się jej nie stało. Z całą pewnością były różne opinie na temat kelnerki z Black Horse, niekoniecznie wszystkie pochlebne, niekoniecznie wszystkie prawdziwe. A inne zdawały się być aż nad wyraz prawdziwe – aż Lucy czasami się zastanawiała, czy ktoś jej nie śledzi.
OdpowiedzUsuńBo kto niby wiedziałby o jej drobnym kontakcie z jednym policjantem…?
Nie znaczyło to, że była donosicielką. Ha, wtedy już pewnie dawno pożegnałaby się z tym światem!
Stała właśnie przy barze, rozmawiając jakby nigdy nic z barmanem, gdy kątem oka dotarła tego człowieka. To on szedł za nią od targowiska. Powinna być wściekła czy zacząć się bać? Zerknęła niepewnie na barmana, który kompletnie nie zrozumiał, czemu Lucy tak nagle zamilkła. Dopiero po chwili, gdy zerknął na mężczyznę, przechylił lekko głowę, trochę z niedowierzaniem. Mężczyzna, który wszedł do knajpki, nie wyglądał wcale na jakiegoś typa spod ciemnej gwiazdy. Raczej jak typowego zjadacza chleba, który przyszedł na ciepły posiłek, a potem wróci do swojego rzemiosła.
Ale Lucy już dawno przekonała się, że na mężczyznach polegać nie warto. Zabrała ze sobą tackę z piwem, które rozdała kilku panom czekającym na zamówienie, po czym podeszła w kąt lokalu, tam, gdzie przybysz usiadł.
Upuściła z głuchym klapnięciem tacę na blat stołu, a sama oparła się o niego dłońmi, nachylając się tym samym w stronę nieznajomego.
- Coś panu podać? Zapiekankę pasterską? Placek mięsny? A może nóżkę kelnerki, co? Po co za mną szedłeś aż z targowiska Spitalfields?! I jeszcze miałeś tupet, żeby tu za mną wejść! Myślałeś, że złapiesz mnie w jakimś ciemnym zaułku, gdy z powrotem stąd wyjdę?! Twoje niedoczekanie, zwyrodnialcu! Jeżeli nic nie zamawiasz, to nie każ mi odprowadzać cię do drzwi, bo z całą pewnością tego nie zrobię!
Lucy
[Cześć! Dzięki wielkie za miłe powitanie :D
OdpowiedzUsuńNicholas jest bardzo ciekawą postacią, jest w nim coś niepokojącego i intrygującego ;) Takie sklepy w tamtych czasach musiały być naprawdę przerażające.
Na wątek jestem jak najbardziej chętna, tym bardziej, że teatr i lalki mają wiele wspólnego. Rodzeństwo Fortescue mogłoby zamówić u niego marionetki! :D]
Fenella
[ Tak, dobry pomysł!
OdpowiedzUsuńI teraz standardowa prośba — zaczniesz? :D]
W.W
[Łooł, łooł, łooo... Przepraszam! Nie czytałem o innych postaciach, co może było błędem, bo nie chciałbym dublować tego pomysłu. Wpadłem tu przed trzecią rano i... Mam nadzieję, że naprawdę nie masz mi tego za złe? Poza tym cieszę się, że pomimo tej zbieżności Ci się podoba. Sam Nicholas wydaje mi się być taki... autentyczny. Oczywiście mój spaczony mózg od razu podszeptuje, że idealną lalkę można spróbować stworzyć z ludzkiego ciała, mhyhy.
OdpowiedzUsuńI widzisz, z nieba mi spadasz, bo akurat szukałem czegoś do czytania. A wspólny wątek? Pewnie, od razu wpadł mi pomysł. Otóż, co Ty na to, by Rendie przyszedł do Nicholasa w poszukiwaniu... pracy? Pokłóciłby się ze współpracownikiem i stwierdził, że odchodzi służyć swoim telentem komu innemu. Zawirowanie pewnie byłoby chwilowe, ale to zawsze parę dni na jakąś interakcję.]
R.
[Brrr, aż mnie ciarki przeszły, gdy włączyłam pierwszą muzykę. Rzeczywiście creepy, co dodatkowo wzmocniło moją ciekawość odnośnie lalki idealnej, co samo w sobie jest odrobinę niepokojące, ale za to jakie ekscytujące! Rose na pewno będzie wtykać nosek w różne sprawy, zobaczymy co z tego będzie, zatem :) Myślę, że może właśnie wracać od właściciela gospody, któremu zamarzyła się nowa koszula, zatrzyma się przy jego pracowni, z lekkim rozmarzeniem będzie obserwować zarówno piękne stroje, jak i widoczny z obrzeży East End inny Londyn. Ale coś jej nie będzie pasowało w kilku sukienkach, więc przyjdzie się poczepiać :D Wtedy też może dostrzeże w tych sukienkach szansę na potencjalną zmianę grupy klientek? Później możemy akcję jakoś rozwinąć, właściwie w dowolnym kierunku, Nicholas może chcieć narysować Rose, zrobić lalkę na jej podobieństwo, możemy zaszaleć i wpleść w to jakąś niezdrową fascynację nawet, no, ale jak to się mówi, wyjdzie w praniu! Piszesz się? :)]
OdpowiedzUsuńRose
[No nie nocotuj, mnie samego to dość mocno... zakłopotało, planowałem stworzyć postać od nowa. Nadal zamierzam wpakować Rendiego w coś, co pomogłoby mu ten zawód zmienić... zresztą i tak jego zakład dość słabo przędzie, a u moich postaci ciągłe zmiany to nic zaskakującego, zwykle jestem dla nich sadystą. Sądzę, że mam szczęście, trafiając na ciebie, twoje podejście i niejaką wyrozumiałość dla mojego gapiostwa, bo w niekrótkiej przygodzie z blogami/forami byłem świadkiem okrzyknięcia lżejszych przewinień plagiatem.
OdpowiedzUsuńJa zacznę, bo to wydaje mi się logiczniejsze, skoro to Ren przychodzi do Nicholasa. Mam nadzieję, że się spodoba. Jeśli nie, mów śmiało to zmienię!]
Coś się kończy, a coś zaczyna, taka jest kolej rzeczy. Nie ma co się złościć, skąd, tylko szukać pozytywów. Przypływy i odpływy, dzień i noc, wdech i wydech... ale, na plagę tyfusu, to co zrobił Malcolm było podłe, bezmyślne i...! Uch, Rendie nie mógł przeboleć tak niesprawiedliwego potraktowania i odszedł z własnego warsztatu, zostawiając wspólnika samego sobie. Oczywiście nie krzyczeli, a postronna osoba uznałaby ich kłótnię za zwykłą, nawet beznamiętną wymianę poglądów. Rendie nie krzyczał, bo był Rendie'm, Malcolm zaś po części nauczył się panowania nad głosem, a po części wiedział, że przybranie swojej frustracji w pozory obiektywnego osądu wywrze większy efekt. Poszło o jakiś drobiazg, a skończyło się na tym, czego kto sobie życzy i typowaniu winnego marnej kondycji firmy. Młodszy w końcu wytoczył ciężki argument, krytykując jedną z tajemnic, a przy okazji znaków rozpoznawczych prac starszego. Błąd! Tak się nie robi i już. Na razie żaden z nich nie miał głowy do papierkowego, prawnego rozwiązania współpracy, ale w przyszłym tygodniu na pewno to zrobią.
Rendie nie zamierzał marnować tego czasu i już następnego dnia ruszył w miasto w poszukiwaniu nowej pracy. Szło mu nawet nie tak źle, ale za każdym razem uznawał, że nie ma nic odpowiedniego, nic w czym czułby się dobrze. Nie był już taki młody, od dawna robił to, co robił i zmiana zajęcia wydawała mu się... nieodpowiednia, obca, a wręcz dzika.
Wyszedł właśnie z, jak mu się wydawało, ostatniego miejsca, które odwiedził, gdy w oczy rzucił mu się sklep i... lalki. Ciekawe, czy oni też mają takie problemy rzucił w myślach i postanowił wstąpić, ot tak, z czystej ciekawości. Mruknął coś na powitanie, bo tak nakazywała grzeczność, ale był na tyle cicho, że przypadkowy szmer na ulicy mógł go zagłuszyć. Od razu skierował się w stronę porcelany i innych skłonnych do potłuczenia się mas, ignorując całą egzotykę i drewno. Przez chwilę po prostu patrzył, zaraz jednak zaczął przechylać się w lewo i w prawo, a także odrobinę w górę i w dół. Rytuał zakończył paroma wspięciami na palce. Być może wyglądało to dziwnie, ale dla niego było jasne: sprawdzał, czy lalka będzie wodzić za nim wzrokiem, a przy okazji obejrzał ją z prawie każdej strony. Oczywiście nie dotykał. Gdy uznał, że wystarczy, podszedł do sprzedawcy.
– Nie chcę się napraszać, nie widziałem anonsu na drzwiach, ale poszukuję pracy. – Gdyby nie ton głosu i uśmiech Rendie'ego, można by wziąć go za kogoś niepewnego siebie, bo jego wzrok oscylował gdzieś w okolicy klatki piersiowej i szyi rozmówcy, anie razu nie dosięgając szyi. – Mam do zaoferowania ponad dwadzieścia lat doświadczenia w... – Wykonał gest dłonią, wskazując gdzieś w stronę lalek, które przed chwilą oglądał. – Rzeźbię, tworzę odlewy, formy, maluję i szyję, chociaż to akurat najmniej chętnie. Mam nawet większość narzędzi i... Pasję. – Usłyszał samego siebie i uznał, że właśnie takie przedstawienie się zabrzmiało jak bardziej rozwinięte 'dzień dobry, monsieur, zatrudnij mnie to przejmę twój interes'. Wcale nie o to chodziło! Rendie był ostatnią osobą na świecie, którą można było posądzić o zmysł do biznesu. Od tego miał Malcolma, ale skoro ich drogi się rozeszły... W duchu wzruszył ramionami.
R.
[Sorry za takie opóźnienie. Angina, a wcześniej przeziębienie dały o sobie znać. Dodatkowo nawał nauki spowodowany ocenami półrocznymi i zaległościami, wskazywał na bycie martwą w internetach. Mam nadzieję, że nie weźmiesz tego do siebie :) ]
OdpowiedzUsuńAaron usiadł na czerwonym fotelu, półprzytomnie rejestrując, że jest tak samo miękki jak kilka dni temu. Nie, żeby zwracał na to uwagę, jednakże emanujący z poczekalni nastrój, złagodził jego zszargane nerwy i pozwolił na chwilę wytchnięcia.
Gdyby Black wiedział wcześniej, że opieka nad nastoletnimi chłopcami to taka mordęga, prawdopodobnie nie zgodziłby się na przygarnięcie Chloe.
Niezobowiązujące pytanie jakie nadeszło po opadnięciu na fotel, było doskonałym przykładem umiejętności czytania z ludzi, które Izaak opanował na przestrzeni lat. Jednak nie potrafił powiedzieć, że nie było intrygujące.
- Cóż - zaczął Aaron - bywały lepsze.
Prosto i na temat. Czyli tak jak najbardziej lubił.
Lekarz spojrzał na swojego rozmówcę, oceniając go w myślach. Brązowe włosy podchodzące swą barwą bardziej pod kasztan, niż faktyczny brąz, zaczesane były do tyłu, dodając mężczyźnie paru centymetrów. Piwne oczy miały w sobie "tą" iskierkę, której Aaron od wielu lat nie widział u śmietanki towarzyskiej. Ukazana pasja, asertywność, a przede wszystkim coś na wzór szczęścia - gościły w męskich oczach, urzekając Blacka uczuciami, których od lat nie zaznał. Prosty nos, mocny podbródek, wąsy, dopasowane ubranie. Gazeta trzymana w dłoniach.
Izaak spojrzał na tytuł: "Morderca z Whitechapel seryjnym mordercą?". Prychnął, zwracając uwagę mężczyzny, który spojrzał na niego.
- Ciekawe? - zapytał spoglądając sugestywnie na gazetę pełną kłamstw i bredni.
Aaron Izaak Black
Lucy zerknęła tylko na mężczyznę wzrokiem, w którym raczej nie odnalazłoby się jakiejś pozytywnej emocji. Była raczej podejrzliwa. Zerknęła tylko na krzesło, ale nie usiadła, jak doradzał jej nieznajomy. Bądź co bądź, była w pracy. I czuła na sobie cały czas wzrok barmana. Który dodawał jej zresztą pewności siebie.
OdpowiedzUsuńSkrzyżowała ramiona pod biustem, bardzo zresztą wyeksponowanym, po latach zdążyła się już przyzwyczaić do tego idiotycznego wymogu gospodarza. Ale jeśli dzięki temu miała co jeść, gdzie pracować i gdzie mieszkać…
Z każdym kolejnym słowem mężczyzny marszczyła tylko bardziej nos. Miał rację – brzmiał jak tani podrywacz, których widziała tutaj już pełno. On nie różnił się w tym momencie za bardzo od innych – byli albo nachalni, albo zbyt nieśmiali. I żaden z nich nie dostał się nigdy do Lucy.
No, może z dwoma drobnymi wyjątkami. Jeden z nich jest już kompletnie niegodny jej uwagi.
Miała wrażenie, że zaraz mężczyzna zapadnie się pod ziemię. Pomogłaby mu z wielką chęcią, dopóki nie wyciągnął przed nią czegoś konkretnego – dowodu na to, że nie słyszy znów wyssanej z palca historii, żeby tylko zwrócić na siebie jej uwagę, ale szczerą prawdę.
Lucy niepewnie dość wzięła szkic Moynahana, jak się przedstawił. Rzuciła okiem na kartę, pózniej zerknęła na mężczyznę i znów spojrzała na szkic. Usiadła powoli na krzesło, wpatrując się nieustannie w narysowaną sylwetkę kobiety.
Żaden amator nie narysowałby czegoś takiego. Mógł to być tylko mężczyzna z doświadczeniem i znający się na fachu. Miał talent, musiała to przyznać – i chociaż jego dzieło było dopiero rozpoczęte, miało w sobie coś hipnotyzującego. Potrafił ująć piękno nawet w takim szkicu, wiedział, co narysować, żeby zainteresowało to odbiorcę.
Oddała mu szkic i spojrzała na niego lekko skruszonym wzrokiem.
- Ja… przepraszam, że tak na pana naskoczyłam, panie… Moynahan, dobrze zapamiętałam? Po prostu… wielu się tu takich kręci, którym w głowie jest niekoniecznie zwykłe podziwianie czy realizowanie swojej pasji… rozumie pan. Nie jestem jednak pewna, że będę odpowiednim „szablonem”, jak pan nazwał, na pana lalkę… W Londynie jest więcej o wiele ładniejszych kobiet. I porządniejszych również. Na pewno z ogromną chęcią zobaczyłyby lalkę zrobioną na ich podobieństwo. Połaskotałoby to również ich próżność, przy okazji. Ja jestem zwykłą kelnerką – wzruszyła ramionami. – Nie nadaję się do takich rzeczy.
Lucy
[Już ruszam, zatem!]
OdpowiedzUsuńBędąc osobą raczej twardo stąpającą po ziemi, Rose rzadko pozwalała sobie na bezproduktywne oddawanie się marzeniom, czy rozpamiętywanie przeszłych żalów. Nie znaczyło to, że nie potrafiła zupełnie oderwać się od rzeczywistości, że nie potrafiła marzyć. Marzenia te, były jednak formą głęboko zakorzenionej w umyśle motywacji. Czasem zdarzało się, że przeszła się krańcem East Endu, gdzie zdawało się docierać nieco więcej słońca, jakby Bóg przychylniejszym okiem patrzył na tych, którzy mieszkają poza granicami tego, wątpliwej reputacji, padołu. Patrzyła wtedy na budynki, zupełnie inaczej odbijające światło, w oddali można było dostrzec nawet zupełnie inne wystawy sklepowe. Jednak nie we wszystkim ta granica odcinała się ostrą linią. Były budowle, sklepy i witryny, które w jej mniemaniu upłynniały ten przeskok. I w taką witrynę właśnie wlepiała swoje niebieskie oczy.
Choć budynek sam w sobie może nie różnił się za bardzo od innych, przyklejonych do niego, jakby ktoś na siłę chciał upchnąć w okolicy jak najwięcej ludzi, to przy wejściu do pracowni na samym dole działa się magia. Rose błyszczącym wzrokiem pochłaniała kolorowe stroje i suknie drobnych, porcelanowych i drewnianych laleczek. Zachwycał ją szczegół, duże oczy, piękne włosy, kilka falbanek wśród tęczowego materiału. Pomyślała, że gdy tylko Margaret będzie dość duża, dostanie od Rose najpiękniejszą lalkę na świecie. Na szczęście nie potrafiła jeszcze za dobrze siedzieć, więc Rose nie musiała już zacząć na ową lalkę odkładać.
Coś jednak nie dawało jej spokoju. I nie była to magiczna, niemal niepokojąco nęcąca natura tych porcelanowych istotek. Jej wprawne oko niemal od razu to wyłapało. Choć do umiejscowienia szwów nie miała absolutnie żadnych zastrzeżeń, to wydawało się jej, że ścieg może nie wytrzymać tarmoszenia lalki przez nieuważną dziewczynkę. Nie miało to nic wspólnego z niedbałością – lalki i ich stroje były bowiem dopracowane w najmniejszym szczególe, ale wiele dałaby, by móc obejrzeć je dookoła. Wtedy na pewno wiedziałaby, czemu w większości drobnych sukieneczek jest to coś, co nie daje jej spokoju.
Nie wiedziała, jednak, jak to zrobić, by nie urazić mistrza porcelany. Przecież nie wejdzie i nie powie zamiast ‘dzień dobry’ czegoś w rodzaju ‘mogłabym poprawić jedną, drobną rzecz w tych ślicznych strojach?’ Zmarszczyła lekko brwi. Drzwi do pracowni kusiły, ale dłoń drżała. Ostatecznie zmusiła się do wejścia. Jej wzrok musiał przyzwyczaić się do zmiany światła. Wnętrze nie było ponure, to złe słowo, ale było coś intrygująco ciężkiego w powietrzu.
-Dzień dobry – powiedziała w stronę cienia, najwyraźniej oczekując, że skądś pojawi się właściciel, albo chociaż czeladnik. Choć tym drugim byłaby nieco rozczarowana, bo sama wszędzie węszyła możliwość zarobienia grosza. Podświadomie starała się nie brzmieć cockney’em, pilnując by końcówka pierwszego słowa nie została połknięta, ani nie brzmiała gardłowo. Chciała przynajmniej stworzyć sobie iluzję, że kiedyś mogłaby przyjść do takiej pracowni, płynnym upper English przywitać się i bez trosk wybrać najpiękniejszą lalkę, jaką zobaczy.
Rose
Jak pięknie było przyglądać się temu wielkiemu mężczyźnie. Tak z dołu i z uśmiechem, jak na najcudowniejszego stwórcę, spod którego dłoni wyjdzie doskonałe cudo. I może chciałaby porcelanę, albo drewno, albo to i to w jednej, jedynej lalce. Byłaby tylko jej, jej na zawsze, i spać by z nią chodziła, i obiadki gotowała i razem wyruszyła w podróż życia, by już będąc staruszką, mieć jedyny artefakt wszystkich przeżyć. Nigdy, nawet ojcu, nie pozwoliłaby tknąć tego skarbu. Bulwersowała się na samą myśl, jej usta wykrzywiały się w grymasie. Nikt z obecnych nawet nie podejrzewał, że niezadowolenie to przyszło z tego, co dopiero miało się zdarzyć, z niepowstałej jeszcze historii, z bajań dziewięcioletniego dziecka. „Tato, tato, nie dotkniesz tej lalki, nie dam ci jej”, myślała i ze złości oczy zaszły jej łzami.
OdpowiedzUsuń– Riley? – Jej ociec podszedł do niej zaskoczony, a ona chciała być tylko sama z tym nowym bogiem, bogiem od kreacji, namacalnym, miłym i ciepłym. – Coś nie tak? Powiedziałem coś nie tak?
I już jego dłoń, dłoń która niedawno trzymała ją w ramionach, kładła do snu, karmiła i trzymała za małą, niezgrabną jeszcze rączkę, wyciągnęła się ku jej ciemnym, krótkim włosom. Prawdopodobnie palce chciała przygładzić miękkie kosmyki, odpokutować za coś, co jeszcze się nie wydarzyło. Dziewczynka jakby w odwecie, chwyciła pierwszą lalkę z brzegu i cisnęła nią w ojca.
– Chciałabym lalkę idealną – powiedziała chwilę później wręcz przemiłym, acz niesztucznym głosem.
Jej rumiane policzki sięgnęły oczu, usta rozszerzyły się w szerokim uśmiechu. Ten jednak był przeznaczony jedynie lalkarzowi. Ojciec stał gdzieś z boku, zapomniany, na marginesie. Kątem oka zobaczyła jak jego zaskoczone ciało schyla się po cudem ocaloną porcelanę. Jedynie dłoń tej małej, lichej zabawki odłączyła się od reszty i dopiero teraz dziewczynka zorientowała się, że trzyma ten fragment między własnymi, delikatnymi palcami.
– Ja... Ja przepraszam – wymamrotała, jakby cała ta fala złości momentalnie przeniosła się z jej kruchego ciałka w porcelanową twarzyczkę.
Nieśmiało, z trudem unosząc spojrzenie na opiekuna, wyciągnęła posiadany przez siebie fragment zabawki. I choć ciało lalki pozostawało prawie idealne, prócz delikatnych zarysowań na policzkach i nosku, tak Riley czuła jak z wolna kruszeje jej dusza, jak zaczyna się proces niszczenia.
– Ja przepraszam, ale ja naprawdę chciałabym lalkę idealną – powtórzyła się, wzrokiem wędrując od twarzyczki do twarzyczki, nie znajdując celu swoich poszukiwań w żadnej z zobaczonych postaci. – Chciałabym taką, która śmieje się, gdy ja zaczynam płakać i taką, która mówi mi dobranoc, kiedy moje oczy nie chcą się zamknąć.
H.
Nie spodziewał się takiej uprzejmości w połączeniu z przychylnością. Myślał, że zostanie uraczony co najwyżej miłym uśmiechem i pospiesznie rzuconym 'życzę szczęścia, do widzenia'. Tymczasem nawet zostanie poczęstowany herbatą! Rendie omal nie podniósł zaskoczonego spojrzenia na twarz mężczyzny, w porę się jednak powstrzymał. Poczeka, oczywiście, tylko... naprawdę został wzięty aż tak poważnie? Usiadł i dopiero w tej chwili zwrócił uwagę na resztę lalek, przyglądając im się w ciszy. Wiedział, że i one mu się przyglądają.
OdpowiedzUsuń– Poczęstowanie mnie szklanką wody byłoby już nazbyt miłe, nie mogę narzekać na ciepłą herbatę nawet marnej jakości. – Tak, był wdzięczny za ten napój, bo na zewnątrz panował chłód, a jemu dłonie tak zmarzły, że jeszcze trochę i zrobiłby się nie tylko biały, a przeźroczysty.
– Jestem... to znaczy byłem twórcą we własnym sklepie. Ja i mój wspólnik mieliśmy różne wizje i zrezygnowaliśmy ze współpracy. – Zerknął na sfatygowaną zastawę. Potrafiłby ją tak odświeżyć, że wyglądałaby lepiej niż przed pierwszym użyciem. – Moim konikiem są prace przestrzenne. Zaczynałem od popiersi na zamówienie, ale tego mało kto potrzebuje, poza tym liczą się kontakty. Z biegiem czasu zmniejszyłem skalę i zająłem się lalkami... – Pochylił się, zaczynając mówić z większą pasją, jakby zaraz miał przystąpić do urzeczywistniania swoich słów. – Rzeźbię w glinie, która jest oczywiście zbyt ciężka na części dla lalki, dlatego tworzę porcelanowe pozytywy. Widzę, że pan korzysta z różnych materiałów, oczywiście to świadczy o kunszcie, ja jednak, przynajmniej do tej pory, skupiałem się na jednym. Przeszedłbym dalej, gdybym tylko uznał, że zrobiłem coś... perfekcyjnie. Jak na razie to nie miało miejsca.
R.
Kim był pan Wilde? Kim był, skąd się wziął, czym się interesował? Przez lata namnożyło się pytań, na które nikt nie kwapił się odpowiedzieć — bo jak znaleźć satysfakcjonujące wyjaśnienie na temat kogoś, o kim wie się jedynie tyle, ile sam postanowił zdradzić. Pan Wilde stał więc owianą tajemnicą, na poły mistyczną postacią, którą widywało się z rzadka, a jeżeli już, tylko nocą, bądź w najmniej spodziewanych momentach, które równie dobrze mogły być fatamorganicznym zjawiskiem.
OdpowiedzUsuńSpołeczeństwo było nim zainteresowane mniej lub bardziej, mniej — jeżeli chodziło o kobiety oddane domowemu ognisku, pospólstwo i zniedołężniałych starców, bardziej — jeżeli do czynienia mieliśmy z młodzieżą, liberalnymi damami, ludźmi na wysokich stanowiskach o szerokim paśmie wpływów oraz, rzecz jasna, mężczyznami o mocno zarysowanych potrzebach.
W całym Londynie pierś dumnie wypinało wiele domów uciech, ale żaden nie mógł równać się z Primrose, z żadnym innym nie zawierało się umów na całe życie, żadnemu innemu nie ślubowało się takiej wierności, takiego zaufania, a w końcu miłości po sam grób. Kochało się ten dom publiczny, jedyny w swoim rodzaju, w sposób nie do opisania, podobnie zresztą kochało się jego właściciela. Klienci kochali po cichu, bo nie dane im było go zobaczyć lub zamienić z nim dwóch zdań, pracownice kochały do szaleństwa, bo dawał pracę, wynagrodzenie i stałość. Tego w życiu londyńskiej biedoty brakowało. W mieście, gdzie bogactwo graniczyło z ubóstwem, możliwość regularnego zarobku mogła zaledwie śnić się po nocach.
Pan Wilde, zdarzało się, że i William, nie chełpił się niczym, co zdołał osiągnąć. Po pierwsze nie osiągnął tego samodzielnie, po drugie nie był człowiekiem próżnym ani dumnym. Natura obdarzyła go wieloma przywarami, tych mu poskąpiwszy, aczkolwiek nie musiał być megalomański, aby wywoływać piorunujące wrażenie.
Miał twarz młodzieńca o cynicznym, czasem nawet zobojętniałym wyrazie, jasne oczy i rozkoszny uśmiech, ale w gruncie rzeczy nie miało to wielkiego znaczenia, bo gdyby jego oczy były ciemne, a usta węższe, wciąż poruszałby się w ten ociężały, majestatyczny sposób, który dobitnie świadczył, że cokolwiek by się nie działo, jest władca i poddany, władający i poddający się jego władzy. Nie na kwestiach wizualnych polegała potęga pana Wilde'a, lecz na sposobie zachowywania się, wytworzeniu tej nienazwanej specyfiki dookoła siebie, którą zawsze wieńczył wijący się ku górze dym.
Wrażenie to nasilało się wówczas, gdy siadywał na bogato zdobionym fotelu z założonymi nogami, z cygarem w dłoni, a gdzieś w tle grał fonograf z woskowym cylindrem. Zdawało się wtedy, że ma się do czynienia z kimś nie tyle co wielkim, lecz najzwyczajniej w świecie groźnym.
W takiej pozycji zastali go spodziewani goście.
— Panie Wilde — powiedział z nabożną czcią Wielki Zet, choć nie był aż tak wielki ani nie posiadał w imieniu i nazwisku członu zaczynającego się akurat na tę literę. Ukłonił się i delikatnie zamknął za sobą drzwi.
Zostali sami.
W.W
Ten mężczyzna miał coś w sobie – a przede wszystkim potrafił przekonać ją tak prostymi słowami, że naprawdę patrzy na świat jako artysta, nie jest tylko zwykłym, tanim podrywaczem. I w tym momencie nawet nie przeszkadzało jej, że patrzył na nią dość przedmiotowo.
OdpowiedzUsuńWciąż nie wiedziała co powiedzieć, kiedy on wymieniał kolejne cechy, które miałyby świadczyć o pięknie Lucy, a w przyszłości – być może – również o laleczce, która powstałaby na wzór jej samej. Wbiła więc wzrok w swoje dłonie, ułożone na udach i zagniatające materiał sukni. Czuła się zawstydzona tymi wszystkimi słowami. Kiedy ktoś mówił o niej tak, jak ten nieznajomy mężczyzna?
Podniosła w końcu wzrok, a ich spojrzenia się spotkały. Uśmiech nieznajomego sprawił, że, gdyby stała, ugięłyby się pod nią kolana. Naprawdę. Uśmiechnęła się tylko nieśmiało, znów wbijając wzrok w swoje dłonie. Nie wiedząc czemu, wyczuła swój przyspieszony oddech i lekkie łaskotanie w klatce piersiowej.
- Nie… - pokręciła głową, zerkając na niego. – Nie, nie. – zaśmiała się cicho, jakby sama z siebie, że nie umie się wysłowić po kilku komplementach rzuconych w jej stronę, żeby do czegoś ją przekonać. – Chciałabym się zgodzić, naprawdę, ale… zdrowy rozsądek podpowiada mi, że nie powinnam ufać osobie, która proponuje mi schadzkę w jego gabinecie, podczas gdy na zewnątrz seryjny morderca rozpruł już drugą kobietę. Rozumie pan. Po prostu… wolałabym jeszcze trochę pocieszyć się życiem, nawet tak marnym jak zamknięcie w czterech ścianach gospody.
Odwróciła wzrok. Czuła się głupio, odmawiając mężczyźnie. Ale jeśli w ten sposób może uniknąć jakiegoś ewentualnego niebezpieczeństwa? Ofiary morderców przecież też nigdy niczego się nie spodziewają.
- Chyba że… - dodała cicho, bo rzuciła jej się właśnie jakaś kobieta wchodząca po schodach do części mieszkalnej wraz z jakimś mężczyzną. – Mam wynajęty pokój na górze. Nie jest zbyt duży, ale myślę, że wystarczy. Nie wiem, ile ta sesja będzie trwała ani czy światło będzie panu odpowiadało, sądzę jednak, że to najrozsądniejsze wyjście dla nas obu z takiej sytuacji.
Lucy
[ Pomysł bardzo mi się podoba i dziękuję za miłe słowo :) Myślę, że Nicholas mógłby nawet być znajomym jej męża, który oczywiście w towarzystwie ani trochę nie przypominał tego bydlaka, jakim stawał się po przekroczeniu progu domu. Chętnie nawet coś zacznę, ale dopiero jutro, najpóźniej po weekendzie, bo niestety praca, praca, praca. ]
OdpowiedzUsuńSer