Seraphine Locksley
To
wszystko miało wyglądać inaczej.
Wyprowadzka do Anglii, ślub, dwójka dzieci, własny interes i drogie prezenty na
święta. Jej jedynym zadaniem miało być uśmiechanie się do pokojówki i
dziękowanie za śniadanie do łóżka oraz pilnowanie ogródka z ziołami, bo
przecież na tym znała się najlepiej. Wszyscy mówili, że Henryk to "taka dobra partia" a
wyspy to szansa na dobrą przyszłość. Gdyby mogła teraz wysłać list do
przeszłości, zapewne byłoby to tylko jedno zdanie "Nigdy nie ufaj
kobietom, których największym osiągnięciem jest mieszkanie pod jednym dachem z
tuzinem kotów."
Zaczęło się
tak jak zawsze. Od obietnic. Obiecał, że się z nią ożeni. I się ożenił.
Obiecał, że w Anglii czeka na nich jego sklep. Wspaniała dzielnica, przemili
ludzie, raj na ziemi. Faktycznie, sklep czekał. Obiecał, że z nim nigdy nie
będzie się nudzić i będą ze sobą dopóki śmierć ich nie rozdzieli. No cóż,
rozdzieliła.
Tutaj chyba
należy wyjaśnić kilka spraw, żebyśmy się wszyscy dobrze zrozumieli. Sklep to
zdecydowanie za duże słowo. To miejsce powinno się raczej określić mianem
sklepiku, a najlepiej podejrzanej klitki śmierdzącej trupem. Dzielnica owszem,
wspaniała. Dla wszelkiej maści szemranych typów, kanibali i spirytystów. To fakt, nie nudziła się ani trochę, jednocześnie prowadząc dom, opiekując się mężem
( który po prostu, jakoś tak zapomniał wspomnieć przed ślubem, że jest bardzo
chorowity i nie może pracować), zajmując się ich wspólnym „interesem” a także i
tym między nogami mężulka, bo do tego jakoś zawsze potrafił znaleźć i zdrowie,
i siły.
"- A
więc mówi Pani, że to był wypadek, tak?
- Sugeruje Pan, Panie Władzo, że zabiłam swojego męża?
- Musi mnie Pani zrozumieć. Ludzie tak po prostu nie spadają ze schodów. "
- Sugeruje Pan, Panie Władzo, że zabiłam swojego męża?
- Musi mnie Pani zrozumieć. Ludzie tak po prostu nie spadają ze schodów. "
Po śmierci
Henryka wszystko się zmieniło. Ostatecznie nie udowodniono jej winy, więc
wszystko zrzucono na nieszczęśliwy wypadek. Pani Locksley przejęła po mężu
mieszkanie w kamienicy i sklep zielarski, który od tego czasu prowadziła według
własnego uznania. Szybko dołączył też do niej brat, który stał się
współwłaścicielem. Obydwoje pochodzili z francuskiej wioski przy lesie, a
talent do zielarstwa odziedziczyli po matce. Oficjalnie zajmowali się hodowlą i
sprzedażą ziół, nie tylko do użytku prywatnego ale też jako zaopatrzenie m.in.
aptek. Jednak wśród bardziej naiwnych krążyły ploteczki, że rodzeństwo zajmuje
się czarną magią i sprzedają też zielsko spod lady okultystom czy trucicielom.
Czarostwo faktycznie było wyssane z palca, ale jak to mówią... W każdej plotce
jest ziarno prawdy. A "Sklep z ziołami madame Locksley" oferował
zdecydowanie najlepszy krwawnik w okolicy.
25 lat |
uczulenie na truskawki | klaustrofobia | 168cm wzrostu | bezdzietna | zbyt
pewna siebie | niewyparzony język | postępujący alkoholizm | artystka od
siedmiu boleści | czarny humor | kocha książki | chce mieć dużego psa | nie
lubi rozmawiać o śmierci męża | ciekawska
God save the queen!
_______________________
Oczywiście jak zawsze miałam wizję a KP i tak wygląda inaczej.
Z góry uprzedzam, że pewnie będę jeszcze te wypocinki zmieniać i udoskonalać.
Nie pisałam od ponad roku, także mam ogromną prośbę - jak zobaczysz
błąd albo powtórzenie to krzycz, bij i gryź! Nie ma taryfy ulgowej dla takich grafomanów
jak ja :)
Jak ktoś chce się prywatnie odezwać, to tutaj jest moje GG: 12884796.
Co do wątków - jestem chętna i gotowa na wszystko. WSZYSTKO. Tylko uprzedzam, że lubię jak nie wszystko jest wyjaśnione. Także wolę wątek, w którym nakreślimy sobie tylko delikatnie sytuację a reszta potoczy się tak, jak się potoczy. Nie jest to jednak jakiś żelazny warunek :)
Wizerunku użyczyła wspaniała Winona Ryder.
Wizerunku użyczyła wspaniała Winona Ryder.
No, to chyba tyle ode mnie na tę chwilę. Zapraszam do wątków. Ja pewnie też odezwę się do paru osób, bo przeglądając bloga wpadło mi do głowy kilka pomysłów.
A! No tak! Szukam brata dla Serafinki :)
Witam serdecznie na blogu i życzę wielu ciekawych wątków! :)
OdpowiedzUsuń[Dzień dobry, Walerio! Zacznę od tego, że sama postać wydaje się być interesująca, a sposób, w jaki ją opisujesz kazał mi myśleć, że również przy pisaniu z Tobą nie da się nudzić. Co do błędów to znalazłem jakieś drobiazgi w stylu spacji po pierwszym nawiasie, nic groźniejszego.
OdpowiedzUsuńJeśli masz ochotę wspólnie pografomańczyć to zapraszam, jeśli nie to i tak serdecznie witam!]
R. H. Mercer
[Hmm, ja znowu miałem pomysł, by Rendie przyszedł do Twojej postaci i zaczął wybierać takie zioła, jakby miał zamiar co najmniej skonstruować bombę biologiczną. Decyzję między pomysłami pozostawiam Tobie, bo mi pasują obydwa.]
OdpowiedzUsuńR.
[Coś mi wena i pomysłowość szwankuje, a szkoda, bo postać wyszła Ci naprawdę ciekawa! :D A faceci tacy są. Myślę, że razem z Lucy mogłaby z Seraphine założyć koło gospodyń wiejskich, gdyby nie fakt, że pewnie to nie w ich stylu. c:]
OdpowiedzUsuńLucy
[Mów śmiało, jeśli mam coś nie pasuje.]
OdpowiedzUsuńNie zachowywał się i nie wyglądał podejrzanie, nie miał nic do ukrycia, jasne? Wcale. Przemierzał ulice szybkim krokiem, co jakiś czas upewniając się, że kołnierz zasłania jak największą część jego twarzy. Właściwie to dopiero teraz pasował do tej dzielnicy Londynu, bo na co dzień, gdy przechadzał się wolno i spokojnie, wyglądał wręcz dziwacznie niewinnie. Teraz spieszył, by urzeczywistnić pragnienie, by nakarmić demony pożądania, które coraz mocniej zaciskały szpony wokół jego serca, krtani i... żołądka. Tak naprawdę chodziło o to, że Rendie... Albo nie, ćśśiii, im mniej wiesz, tym lepiej śpisz.
Wkroczył do sklepiku z ziołami mocniej naciągając cylinder na czoło.
– Dzień dobry. – Musiał mówić głośniej, bo kołnierz płaszcza zasłaniał mu usta, również pomimo tego jakimś dziwnym trafem z łatwością dało się odgadnąć, że mężczyzna się uśmiecha. Może to wyraz jego oczu? Rozejrzał się. – Zbiór, którego nie powstydziłby się żaden miłośnik... – zawiesił głos, nie wiedząc, jak właściwie powinien nazwać dużą ilość ziół w jednym miejscu, przy okazji omijając niezręczne skojarzenia z uzależnieniem od ich kojących lub stymulujących właściwości. – ...tego typu utensyliów – dokończył. – Mam nadzieję, że znajdę tu koper włoski, anyż, kolendrę, pieprz, lubczyk i... – tu wypowiedział słowo tak mrukliwie i jeszcze szybciej niż pozostałe, że nie dało się jednoznacznie zrozumieć, o co prosił. Konspiracja? Pewnie tak, bo nawet lekko pochylił się w stronę kobiety.
R.
[Ciekawa, intrygująca i powiem ci, że całkiem urocza w swojej niezależności kobieta. Podoba mi się to jak dała sobie radę sama, ale po życiu z "takim mężem" to się jej nie dziwię, że wyszło jej to lepiej jak dobrze :) Podoba mi się też opis, jest bardzo zgrany i dobrze się go czyta.
OdpowiedzUsuńCzy miałabyś ochotę na wątek? Nie wiem dlaczego, ale pierwsza moja myśl to "może znaliby się jeszcze przed śmiercią Henryka?". Moynahan podczas tworzenia lalek trochę "obrywa", a na rany przydałaby się arnika czy aloes :)
Co ty na to?
Powodzenia raz jeszcze i baw się dobrze na blogu!]
Nicholas
Zamiast od razu powtórzyć, wbił spokojne spojrzenie w kobietę. Paradoksalnie pewnie większości ludzi przyszłoby na myśl, że oto pan w cylindrze się zezłościł i zaraz zacznie grozić pani ze sklepu, tymczasem nic takiego nie nadeszło. Może zbierał się na odwagę, bo chciał kupić coś... nieodpowiedniego? W istocie, chciał taką rzecz nabyć, ale jedyne co zbierał, to informacje o zielarce. Nie był jasnowidzem, więc nie dowiedział się niczego niezwykłego, raczej chodziło o uspokojenie pewnego rozedrgania, czającego się an dnie jego serca. Kobieta nie zacznie wrzeszczeć i wołać policji? Uznał, że raczej na taką nie wygląda, więc powtórzył głośno (jak na siebie) i pewnie.
OdpowiedzUsuń– Piołun. – I oto ktoś odrobinę wtajemniczony stwierdziłby, że albo Rendie kupił całą resztę, by zamaskować ostatnią pozycję na swojej liście, albo zamierza zrobić coś niepoprawnego, czyli samodzielnie sporządzić absynt.
R.
Szczerze mówiąc, Rendie do ostatniej chwili liczył na to, że Pani zielarka wyda roślinki bez pytania, zabierze pieniądze i wszystko skończy się szczęśliwie i bez zbędnego gadania. O dziwo uznał, że kobieta jest odważna narażając się na ewentualną złość mężczyzny czy rozpuszczenie plotek z zemsty albo zwykłego chamstwa. To mu się spodobało i wręcz poprawiło humor.
OdpowiedzUsuńPytanie wisiało w powietrzu, a on milczał, patrząc spokojnie wprost w oczy Pani zielarki.
– Mam zamiar przyrządzić z tego halucynogenny napar, którym natrę ciało i będę tańczył w pełnię księżyca... nago – ostatnie słowo wyszeptał. Co za cham! Takie słownictwo przy damie? I do tego jeszcze nawet nie krył się, że kłamie! Co z tego, że zrobił to, kierując się głównie specyficznym poczuciem humoru, dziwactwo nie usprawiedliwia takiego zachowania! – A lubczyk i pieprz do rosołu – dodał, jakby w takiej sytuacji to wiele znaczyło i wszystko wyjaśniało.
R.