28 lutego 2016

Zamknięcie bloga

W dniu dzisiejszym, tj. 28 lutego, Revoluion in London kończy swoją działalność. Dziękujemy za wspólną zabawę.

15 lutego 2016

Ob­serwuj, słuchaj, rzad­ko osądzaj i nie chciej za dużo.

MERCY MEER
Brytyjka - pielęgniarka - szpital św. Bartłomieja
Nauczyła się nie ufać ludziom, którzy w nią wątpią. Tacy ludzie zwiastują tylko kłopoty i nieszczęścia, nie niosą z sobą nic dobrego, a bałagan, który po nich pozostaje trzeba posprzątać samemu. Oni kłamią, oszukują, zatajają najważniejsze fakty, istotne w danym momencie dla sprawy. Nie mają szacunku do świętych miejsc, zakłócają porządek i robią tylko to, co przyniesie im korzyść. W szpitalu świętego Bartłomieja nie było na to miejsca. Należało być świetnie zdyscyplinowanym, konkretnym i wykształconym. Trzeba było słuchać poleceń przełożonych i wykonywać swoją pracę niezwłoczne, lecz bez pośpiechu, który mógłby zaszkodzić pacjentom. Ponadto, poza pracą w szpitalu każdy raz na jakiś czas musiał pracować w terenie. Jako pielęgniarka Mercy bardzo często towarzyszyła lekarzom, który opuszczali szpitalne mury, żeby udać się do najbiedniejszych dzielnic Londynu do tych, którym niewiele już mogło pomóc, poza szybką śmiercią. Płacili je kilka groszy więcej, lecz wciąż nie było to warte tej ceny. Chodziła tam w ramach pokuty i chęci niesienia pomocy. Wierzyła, że dobro wraca. Jej po prostu zgubiło drogę powrotną.
Witam :) wątkom i powiązaniom mówię tak. Szukam (aktualnego) męża dla mojej pani i chorych, do których można się wybrać. Stosuję handel wymienny pomysł za zaczęcie i na odwrót :)

14 lutego 2016

Royal English Opera dla Whitechapel



Panie i Panowie!
Oto nadszedł długo wyczekiwany przez wszystkich mieszkańców East Endu – aktorzy Royal English Opera House wystąpią przed nami przed Pomnikiem Upamiętniającym Wielki Pożar. Oni wraz z niezawodną orkiestrą zaprezentują nam dziś dzieło niejakiego Johna Gaya (libretto) oraz Johanna Christopha Pepusha (muzyka) – „Operę żebraczą”.
Dzieło to zostało po raz pierwszy zaprezentowane na scenie w Londynie w roku 1728 w Lincoln’s Inn Fields Theatre. Opera jest satyrą na rządy premiera Roberta Walpole’a i próbą przeciwstawienia się wpływom muzyki włoskiej w Londynie.
Życzymy Wam miłej zabawy!

Scena ustawiona jest pod samym Pomnikiem, w wybudowanym kanale znajduje się orkiestra. Jedna z kurtyn jest podniesiona. Miejsca siedzące są jednak ograniczone – nikt nie przewidział, że na przedstawienie przybędzie aż tak wielu ludzi. Szczęśliwcem może nazwać się ten, kto przybył tutaj kilka godzin przed wystawieniem sztuki. Chwilowo panuje ogólny harmider, nikt nie słyszy własnych myśli. Nie pomaga również fakt, że orkiestra rozgrywa się przed rozpoczęciem uwertury.

Osoby, które zadeklarowały się wziąć udział w wątku:

Rendie Mercer / Victor Vermooth
Nicholas Moynahan / Archibald Huxley
Harvey Fitzgerald
Rose Gerritsen
Aaron Black

Do wątku grupowego włączał będzie się Mistrz Gry. 

8 lutego 2016

02# Post organizacyjny

Witam serdecznie! Jesteśmy właśnie po liście obecności. Osoby, które z jakiegoś powody nie zdążyły lub zapomniały się wpisać, mają szansę powrócić na bloga w przeciągu siedmiu dni (do 15.02.) Karty postaci nie zostały usunięte – można znaleźć je pod etykietą „postać nieaktywna”. Wystarczy napisać wtedy pod zakładką Gabinet Królowej o powrocie oraz zmienić etykietę przy swojej karcie.
Nikt nie zgłosił się również do Komitetu Czujności Whitechapel, dlatego wycofujemy się z takiego pomysłu, a dajemy ewentualną możliwość dołączenia bez żadnych konsekwencji – uprawnienia Mistrza Gry nie zostaną przyznane.
Co do wątku grupowego – za uczestnictwem opowiedziało się pięciu autorów na dwunastu wpisanych. W związku z tym wychodzimy z kolejnym pytaniem – czy jesteście za tym, aby wątek grupowy jednak powstał i warto zaryzykować, czy też rezygnujemy z zabawy na rzecz innej, która polegałaby na pisaniu postów fabularnych?
Sesja już powoli dobiega końca, dlatego prosimy też o aktywność. Nie zapominajmy o innych autorach tylko dlatego, że z jednym pisze nam się dobrze, dbajmy o to, aby każdy czuł się akceptowany.
Dziękujemy również za miłe słowa pod listą obecności. Bardzo dużo dla nas znaczą, jednak jeżeli znajdzie się jakiś powód do krytyki, również prosimy o wyrażenie swojej opinii!

4 lutego 2016

Na płótnie może zdarzyć się wszystko, w życiu nie koniecznie...

Gerda Hansen - bo tak właśnie na imię, tej z pozoru niewinnie wyglądającej blondynce - urodziła się w Danii. To jej prawdziwa ojczyzna.
Pochodzi z bogatej, choć niezbyt licznej rodziny. Kiedy miała 5 lat zginęli jej rodzice. Opiekę nad nią przejęła więc ciotka - wiekowa wdowa posiadająca jednego tylko syna. Niedługo później go zresztą ożeniła i cała swą uwagę poświęciła siostrzenicy.
Chciała przedewszystkim porządnie wykształcić dziewczyne i nauczyć ją jakiegoś fachu. A dokładniej sztuki malarstwa. Zawsze pragnęła mieć córkę, która dokona w tym zawodzie czegoś, czego ona sama nigdy nie była w stanie dokonać, z powodu braku talentu. 
Los jednak nie dał jej nawet tego. A żeby nieszczęścia było mało, jej siostra, a matka Gerdy, owy talent jak najbardziej posiadała, tylko nie chciała go wykorzystać, ponad zdolności przekładając rodzinę. Prawdopodobnie nawet, w czasie wypadku, była w kolejnej ciąży. W każdym razie starsza siostra, niewatpliwie zadrosna, miała jej za złe to marnotrastwo. 
Gerdy jednak nigdy nie pokochała jak córki i wogle nie okazywała jej żadnych uczuć. Zresztą nie tylko jej. Może dlatego ona sama też ma z tym problem...
Kiedy była nastolatką, obie przeniosły się do Paryża,  gdzie Gerda miała kontynuować naukę w najlepszej szkole, praktykować francuski i wejść wreszcie na prawdziwe europejskie salony. Jeśli chodzi o samo malarstwo, podobało jej się to i z przyjemnością się go uczyła, ale reszta...
Nie wiedzieć czemu, nigdy nie umiała się odnaleźć w eleganckim towarzystwie, nie raz robiąc mniej, lub bardziej zamierzony wstyd swojej ciotce. Mimo to nie mogła narzekać na brak zainteresowania ze strony płci przeciwnej. A ponieważ wiadomo, iż każda szanująca się dama z dobrego domu, winna mieć dzieci i męża, Madame Wegener postanowiła jej takowego znaleźć. A to było dla Gerdy za wiele. Nie widziała się ani w roli matki, ani żony, ani nawet kochanki. Mężczyźni jej poprostu wtedy nie interesowali. Chciała byc niezalezna, Chciala malować...
Kiedy więc zrozumiała, że jeśli nie spełni życzenia ciotki, ta nie da jej spokoju, postanowiła wziąść sprawy we własne ręce. Zwlaszcza, że nigdy jej na bogactwie nie zależało. Jej pierwszym planem była Dania, ale ktoś życzliwy zaproponował jej pomóc, gdyby tylko zechciała spróbować w Londynie...
Dziś ma 24 lata i mieszka tam już we własnym mieszkaniu na poddaszu, gdzie posiada także swoją pracownie. Jest w prawdzie biedniejsza niż kiedyś, kiedy była arystokratką, ale niczego jej nie brakuje. Utrzymuje się oczywiście z malowania. Przedewszystkim portretów, chociaż w wolnym czasie najbardziej lubi tworzyć krajobrazy i wszystko to, co podsunie jej wyobraźnia. Nadal jest też sama, choć zdarza jej się sypać z klientami, których i tak przyjmuje przecież w domu. Oczywiście płacą za obrazy, nie seks. Żeby nie było. Pozatym ma zasadę. Nie pozwoli się do siebie zbliżyć nikomu, kto choć trochę jej się podoba. Nie chcę się w nic zaangażować, bo choć się do tego nie przyzna, poprostu się boi. A taki nie zobowiązujący seks przynajmniej zaspokaja jej naturalne potrzeby. Choć nie do końca wszystkie, ale o tym stara się nie myśleć. Teraz jej priorytetem jest prawdziwa wystawa, prawdziwych obrazów. Bo portretowanie to sztuka na niby...


Need dream find taste use scar fuck break


39 lat – wynalazca – Werner Schreyer

Gdyby chcieć opisać Victora jednym obiektywnym słowem, byłoby to oddanie. Przede wszystkim: praca. Od dziecka projektuje i składa wszelkiego kalibru i rodzaju wynalazki, a z biegiem lat jego pracownia pochłonęła cały strych, a nawet rozrosła poza, bo niektóre projekty i materiały musiały zostać przeniesione do małego magazynu gdzieś na East End. Ta obszerna część życia Vermooth'a jest okryta woalem tajemnicy, ale nie dlatego, że twórca zazdrośnie strzeże jej sekretów, po prostu nie obwieszcza pierwszej napotkanej osobie o swojej pasji i grzecznie nie narzuca tego tematu w gronie niewtajemniczonych. Nieuważny obserwator może uznać, że inżynieria to jedynie odskocznia od codzienności, w rzeczywistości jest całkiem odwrotnie. Ostatecznym celem, po którym Victor mógłby szczerze powiedzieć, że umrze spełniony i szczęśliwy, byłoby stworzenie czegoś, co na dobre zagościłoby w domach i udogodniło życie. Tymczasem wobec genialnych wynalazków ostatnich czasów czuje, że wypada blado, co napawa go goryczą.
Zlecenia od sklepów, kupców i manufaktur na różnego rodzaju ulepszenia są jego głównym źródłem utrzymania, jednak największą satysfakcję i prawdziwym powodem, dla którego jeszcze nie rzucił pasji są małe, osobiste zamówienia. Za najcenniejsze uznaje chwile radosnej satysfakcji, gdy widzi wdzięczność w oczach zwykłego, szarego człowieka. Specjalny ruchomy stolik ułatwiający jedzenie posiłków obłożnie chorej damie, proteza łapy ukochanego kota córki sąsiadki, wielofunkcyjne narzędzie kreślarskie dla architekta czy nawet niepowtarzalne zabawki, które stworzył dla swojej siostrzenicy są dla ludzi o wiele bliższe od edisonowej żarówki, ale dla Victora to wciąż za mało...
Jeśli chodzi o kontakty z ludźmi, to tutaj uniwersalne oddanie również się sprawdza, choć na bardziej skomplikowanych zasadach. Vermooth woli na siebie nie zwracać uwagi, unika tłumów i rozgłosu i dla świętego spokoju zazwyczaj potrafi zachować ogładę, ale bliższym znajomym już nie oszczędza, w swoim rozumieniu, prawdy. Często słyszy, że jest cyniczny, sam jednak woli nazwać to podejście naukowym – przez co jak najbardziej obiektywnym – studiowaniem czynników wywołujących zjawisko. Ma w tym sporą praktykę, dlatego potrafi wytłumaczyć prawie każde zachowanie. Wierzy, że nic nie dzieje się bez przyczyny: dzieci bawią się, by utrwalić zachowania, przygotować do roli matek i ojców, darczyńcy pomagają, bo ułatwia im to zagłuszenie wyrzutów sumienia albo sprawia inny rodzaj psychicznego komfortu, a większość znajomości polega na dawaniu czegoś za coś, co w przyszłości zostanie zgrabnie nazwane symbiozą, a o czym Victor nie będzie miał szansy się dowiedzieć. Takie podejście sprawia, że niektórych wniosków wręcz wolałby nie wysnuwać, w chwilach słabości marząc o utracie umiejętności dostrzegania niuansów albo chociaż przejmowania się nimi, z drugiej strony doskonale zdaje sobie sprawę, że wtedy równie dobrze mógłby przestać istnieć. Emocje i doznania plasują się gdzieś na szczycie jego poczucia estetyki, uwielbia je smakować, w głębi duszy przyznając, że nawet jeśli jest w nich gorycz, to nauczył się ją lubić. Szaloną przyjemność sprawia mu odkrywanie czegoś, co jest inne niż założył, że będzie, chociaż z biegiem lat nabrał ostrożności, bojąc się kolejnego zawodu pozorami. Gdy już starannie wybierze kogoś takiego, kto szczerze go zainteresował i uzna, że warto, umie poświęcić rozmówcy wiele uwagi. Słucha i obserwuje, nieświadomie potrafiąc wprawiać w zakłopotanie. Warto także wspomnieć, że Victor na swój oryginalny sposób konstruuje myśli: sprawdza zasoby, wizualizuje oczekiwany efekt, redukuje wady, tworzy prototypy, udoskonala... i dopiero się wypowiada, niejednokrotnie poświęcając spójną formę na rzecz szczerej, przemyślanej treści.


ciekawostki | kontakty | God, save the Queen



Zatańczysz?

1 lutego 2016

#01 Post organizacyjny

Witamy serdecznie Was w nowym miesiącu! Minęły co prawda dopiero dwa tygodnie, odkąd blog rozpoczął swoją działalność, ale już teraz publikujemy post organizacyjny.

Sprawa pierwsza – zdajemy sobie sprawę, że u niektórych sesje wciąż trwają, inni już je skończyli, ewentualnie kończy się semestr i aktywność jest obniżona, mamy wrażenie jednak, że niektórzy postanowili od nas odejść już na dobre. Dlatego decydujemy się na listę obecności, która będzie trwała równo tydzień, do 7 lutego 23:59. W komentarzu należy wpisać następujące informacje:
imię i nazwisko | wykonywany zawód | wizerunek

Sprawa druga – ten wątek przewinął się już na shoutboxie, jednak teraz oficjalnie możemy ogłosić, iż na blogu prawdopodobnie pojawi się wątek grupowy. Prawdopodobnie, ponieważ wszystko zależy od Was.
Aktorzy Royal English Opera House, poruszeni ostatnimi wydarzeniami w Whitechapel, wystawiają sztukę w City of London, pod Pomnikiem Upamiętniającym Wielki Pożar. Grana będzie „Opera żebracza” (w języku oryginalnym, czyli angielskim), a wstęp będzie wolny – każdy może przyjść i ją obejrzeć.
Wiadomość o tym wydarzeniu pojawi się 9 września (7-9 lutego). Wątek grupowy trwałby 2 tygodnie (10-24 lutego), a 25 lutego zostałaby opublikowana drobna relacja z przebiegu wydarzeń podczas opery. Decyzja teraz należy do Was – czy podoba Wam się taki pomysł i  wezmiecie udział w tym wydarzeniu? Prosimy o informację w komentarzu.

Sprawa trzecia – 10 września 1888 roku miało miejsce pierwsze spotkanie Komitetu Czujności Whitechapel. Jest to organizacja złożona z chętnych mieszkańców najuboższej dzielnicy, którzy patrolowali ulice samodzielnie, niezadowoleni z dotychczasowych postępów policji w sprawie seryjnego mordercy. I my również dajemy Wam możliwość przynależności do takowej organizacji.
Przynależność do takiej organizacji wiązałaby się z pewnymi przywilejami, jak funkcje Mistrza Gry. Bohater taki wtrącić może się do wątku, jeżeli zauważy cos podejrzanego. Z tego powodu przyjmiemy jedynie trzech chętnych (limit może zostać zmieniony, jeżeli na blogu będzie funkcjonowało więcej postaci). Zgłoszenia przyjmujemy w komentarzu lub drugą e-mailową.

Sprawa czwarta – ostatnia już. Prosimy Was o drobne podsumowanie działalności administracji oraz bloga. Czy macie jakieś zastrzeżenia, uwagi? A może jakieś pomysły na rozwój bloga? Wszelaką krytykę i wszystkie pomysły przyjmujemy z otwartymi ramionami, żeby nasz Londyn rozwijał się coraz lepiej.
Osoby, które zgłosiły urlop przed dniem dzisiejszym zwolnione są z wpisywania się na listę obecności.

31 stycznia 2016

"To smoke opium is to get out of the train while it is still moving"

18 kwietnia 1857 - Croydon
Właściciel palarni opium ukrytej za zakładem krawieckim "Suknie Mademoiselle Huxley"

Nie marzyło mu się życie w East End - jego ambicje zawsze podążały dużo dalej niż przeciętnego zjadacza chleba. Chciał podróżować, zwiedzać i odkrywać nowe światy. Nie wszystkie jednak zakusy daje się spełnić od razu. Wymaga to czasu, dobrego planu i środków.
Środków, które zamierzał zdobyć właśnie w znienawidzonym East End. Miejscu do którego trafił przypadkiem z ukochaną siostrą bliźniaczką - Anabelle. Jedyną kobietą za którą oddałby życie, by móc zapewnić jej cudowny los godny księżniczki.
Walczy każdego dnia, ukrywając z nią wspólny, zdradziecki interes ulokowany w przedsionku zakładu krawieckiego. Wchodząc do wspaniałego salonu "Sukni Mademoiselle Huxley" nie ujrzysz tylko dam przymierzających fantazyjne kreacje, które frywolnie skrywają co delikatniejsze części ciała.
Nie, to miejsce jest czymś więcej. Zamknięte w brudnej, parszywej dzielnicy oferuje rozrywki pomagające zmierzyć się z dziką, szaroburą rzeczywistością.

Za zakładem znajduje się pewne miejsce. Idąc długim, skromnie oświetlonym korytarzem mijasz ciasne drzwi. Wchodzisz do pomieszczenia, gdzie daje się czuć znajomy, ciężki i mącący w głowie zapach. Wszędzie panuje półmrok, a jakikolwiek blask przyćmiony jest gęstą chmurą dymu unoszącego się dookoła. Na egzotycznie udekorowanych poduszkach, w dziwacznie wykrzywionych pozach, leżą różne osoby. Niektórzy z uwagą podnoszą głowy, gdy ktoś nowy wchodzi do środka, inni mamroczą między sobą o niezrozumiałych rzeczach, a niewielka grupka odpłynęła dawno do krainy fantazji. Jest tłoczno i niesamowicie duszno, wydaje się jakby pokój zmniejszał się z każdym kolejnym wdechem narkotycznego powietrza.
 
Między nimi chodzi właściciel, nie Chińczyk, a Anglik, podający zainteresowanym mistrzowsko przygotowany narkotyk. Dorosły, niewyróżniający się niczym mężczyzna w którego oczach migocze buńczuczna iskra godna młodzieniaszka. Nie ma jednak spojrzenia naiwnego paniczyka, a człowieka dużo bardziej doświadczonego i obeznanego w gorzkich prawdach życia. Człowieka, który musi pracować, by nie zginąć przygnieciony brudem East End.

Mężczyzny, któremu nie warto się sprzeciwiać, gdyż za rękawem kryć może niejednego asa. 




_______
Witam serdecznie i zapraszam do wątków z Archibaldem :)
Wizerunek: Tom Burke jako Athos
Cytat w tytule: Jean Cocteau - "Opium, dziennik z kuracji odwykowej"
"Archibald Huxley" podlinkowane
.

GOD SAVE THE QUEEN

30 stycznia 2016

Damą być, ach, c'est si bon!

A N A B E L L E   H U X L E Y
1 8 . 0 4 . 1 8 5 7 

Widzisz ją – ciemnowłosą damę wpisującą się niemal idealnie w kanon dzisiejszego piękna. Zawsze upięte włosy, skóra o bardzo jasnym odcieniu, dodatkowo tona jasnego pudru na twarzy, smukła sylwetka, oczywiście mocno ściśnięta gorsetem i długa suknia. Nie zgadza się jedynie kolor włosów – zamiast jasnych, mówiących o niewinności, zdecydowała się już dawno na ciemne, zdradzające, iż jest silną kobietą.
Widzisz ją – i nie wiesz, dlaczego wciąż pozostaje niezamężna. Nie jest wdową, nie ma też żadnego narzeczonego ani partnera. O taką kobietę powinni się bić mężczyzni, a jednak nic takiego nie następuje. Dlaczego?
Swój azyl znalazła w sklepie na granicy Whitechapel i City of London. Chowa się wśród barwnych materiałów i falbanek, sprzedając kobietom i zainteresowanym mężczyznom suknie, w dodatku po bardzo atrakcyjnych cenach. W tym samym budynku znajduje się również warsztat krawiecki, kryjący pewną pilnie strzeżoną tajemnicę.
Ale to tylko jedna z tych, których skrywa w sobie Bella. Bo, widzisz, mój drogi, to, że kobieta ma drobne rączki i stópki czy też jest blada nigdy nie znaczy, że nie jest zdolna do jakiejkolwiek pracy. 

FC: Dita von Tesse
Bella naprawdę nie gryzie, mimo swoich szemranych zajęć.
Więc serdecznie zapraszam do wątków!
Druga postać: Lucy Grandwels

27 stycznia 2016

Frailty, thy name is woman!



Seraphine Locksley


To wszystko miało wyglądać inaczej. Wyprowadzka do Anglii, ślub, dwójka dzieci, własny interes i drogie prezenty na święta. Jej jedynym zadaniem miało być uśmiechanie się do pokojówki i dziękowanie za śniadanie do łóżka oraz pilnowanie ogródka z ziołami, bo przecież na tym znała się najlepiej. Wszyscy mówili, że Henryk to "taka dobra partia" a wyspy to szansa na dobrą przyszłość. Gdyby mogła teraz wysłać list do przeszłości, zapewne byłoby to tylko jedno zdanie "Nigdy nie ufaj kobietom, których największym osiągnięciem jest mieszkanie pod jednym dachem z tuzinem kotów."

Zaczęło się tak jak zawsze. Od obietnic. Obiecał, że się z nią ożeni. I się ożenił. Obiecał, że w Anglii czeka na nich jego sklep. Wspaniała dzielnica, przemili ludzie, raj na ziemi. Faktycznie, sklep czekał. Obiecał, że z nim nigdy nie będzie się nudzić i będą ze sobą dopóki śmierć ich nie rozdzieli. No cóż, rozdzieliła.
Tutaj chyba należy wyjaśnić kilka spraw, żebyśmy się wszyscy dobrze zrozumieli. Sklep to zdecydowanie za duże słowo. To miejsce powinno się raczej określić mianem sklepiku, a najlepiej podejrzanej klitki śmierdzącej trupem. Dzielnica owszem, wspaniała. Dla wszelkiej maści szemranych typów, kanibali i spirytystów. To fakt, nie nudziła się ani trochę, jednocześnie prowadząc dom, opiekując się mężem ( który po prostu, jakoś tak zapomniał wspomnieć przed ślubem, że jest bardzo chorowity i nie może pracować), zajmując się ich wspólnym „interesem” a także i tym między nogami mężulka, bo do tego jakoś zawsze potrafił znaleźć i zdrowie, i siły. 

"- A więc mówi Pani, że to był wypadek, tak?
- Sugeruje Pan, Panie Władzo, że zabiłam swojego męża?
- Musi mnie Pani zrozumieć. Ludzie tak po prostu nie spadają ze schodów. "





 



Po śmierci Henryka wszystko się zmieniło. Ostatecznie nie udowodniono jej winy, więc wszystko zrzucono na nieszczęśliwy wypadek. Pani Locksley przejęła po mężu mieszkanie w kamienicy i sklep zielarski, który od tego czasu prowadziła według własnego uznania. Szybko dołączył też do niej brat, który stał się współwłaścicielem. Obydwoje pochodzili z francuskiej wioski przy lesie, a talent do zielarstwa odziedziczyli po matce. Oficjalnie zajmowali się hodowlą i sprzedażą ziół, nie tylko do użytku prywatnego ale też jako zaopatrzenie m.in. aptek. Jednak wśród bardziej naiwnych krążyły ploteczki, że rodzeństwo zajmuje się czarną magią i sprzedają też zielsko spod lady okultystom czy trucicielom. Czarostwo faktycznie było wyssane z palca, ale jak to mówią... W każdej plotce jest ziarno prawdy. A "Sklep z ziołami madame Locksley" oferował zdecydowanie najlepszy krwawnik w okolicy.



25 lat | uczulenie na truskawki | klaustrofobia | 168cm wzrostu | bezdzietna | zbyt pewna siebie | niewyparzony język | postępujący alkoholizm | artystka od siedmiu boleści | czarny humor | kocha książki | chce mieć dużego psa | nie lubi rozmawiać o śmierci męża | ciekawska



God save the queen!



_______________________
Oczywiście jak zawsze miałam wizję a KP i tak wygląda inaczej.
Z góry uprzedzam, że pewnie będę jeszcze te wypocinki zmieniać i udoskonalać.
Nie pisałam od ponad roku, także mam ogromną prośbę - jak zobaczysz 
błąd albo powtórzenie to krzycz, bij i gryź! Nie ma taryfy ulgowej dla takich grafomanów
jak ja :) 
Jak ktoś chce się prywatnie odezwać, to tutaj jest moje GG: 12884796. 
Co do wątków - jestem chętna i gotowa na wszystko. WSZYSTKO. Tylko uprzedzam, że lubię jak nie wszystko jest wyjaśnione. Także wolę wątek, w którym nakreślimy sobie tylko delikatnie sytuację a reszta potoczy się tak, jak się potoczy. Nie jest to jednak jakiś żelazny warunek :)
Wizerunku użyczyła wspaniała Winona Ryder. 
No, to chyba tyle ode mnie na tę chwilę. Zapraszam do wątków. Ja pewnie też odezwę się do paru osób, bo przeglądając bloga wpadło mi do głowy kilka pomysłów.
A! No tak! Szukam brata dla Serafinki :)